Leszek Krowicki, trener piłkarek ręcznych: To idzie młodość

W niedzielę meczem z Francją polskie piłkarki ręczne rozpoczną udział w mistrzostwach Europy. W mocno odmłodzonym składzie, z nowym trenerem Leszkiem Krowickim.

Publikacja: 01.12.2016 11:41

Leszek Krowicki

Leszek Krowicki

Foto: PAP/ Bartłomiej Zborowski

„Rzeczpospolita”: Reprezentacja Polski to czwarta drużyna świata, ale ponad połowa kadry na mistrzostwa Europy nigdy wcześniej na imprezie mistrzowskiej nie grała. Jakie w tym kontekście są cele drużyny na ten turniej?

Leszek Krowicki: Stawiamy sobie kilka celów. Po pierwsze, chcemy podejść do każdego spotkania tak, jakby był to mecz o wszystko. Po drugie, chcielibyśmy wyjść z grupy, do czego potrzebne będą dwa lub trzy punkty. Po trzecie, mając do dyspozycji tak odmieniony zespół, chcielibyśmy zobaczyć, że każda z powołanych zawodniczek udowodni sobie i nam, że dokonaliśmy trafnego wyboru. Chcemy zbierać doświadczenia, ponieważ pracujemy w perspektywie kilku najbliższych imprez. Chciałbym, żeby towarzyszyło nam takie zainteresowanie i euforia jak teraz, ale jednocześnie liczę, że dostaniemy pewien kredyt zaufania, który oczywiście kiedyś będziemy musieli spłacić. Mamy nadzieję, że pokażemy jak najwięcej dobrych momentów, tak jak podczas ostatniego towarzyskiego turnieju w Hiszpanii. Zdaję sobie sprawę, że czasu mieliśmy bardzo mało, od rozpoczęcia pracy mieliśmy tylko krótkie zgrupowanie przed turniejem w Zielonej Górze i teraz przed turniejem w Hiszpanii i ME. Każdy mecz będzie przynosił nam nowe doświadczenia, które pomogą nam w przyszłości być lepszą drużyną.

Akurat na początku pracy trafia się panu najtrudniejszy test. W piłce ręcznej ME to najtrudniejsza impreza, w dodatku słabszy wynik lub wypadnięcie z jednej imprezy mistrzowskiej skutkuje znacznie trudniejszymi kolejnymi eliminacjami. Margines błędu jest ograniczony, a radykalne zmiany pokoleniowe stają się ryzykowne.

Zgadza się, takie kalkulacje też musiałem wziąć pod uwagę. Zastanawiałem się, czy odmłodzenie kadry zacząć już teraz. Marzymy o igrzyskach olimpijskich, mamy więc cztery lata, podczas których nawet jeśli będą nam się zdarzały potknięcia, będziemy pięli się w górę. Moglibyśmy poczekać dwa lata, żeby dojrzalszym zespołem zakwalifikować się do najbliższych mistrzostw świata czy kolejnych imprez, ale wtedy moglibyśmy stanąć w sytuacji, w której znalazł się trener Talant Dujszebajew, czyli nagle zabrakłoby nam kilku zawodniczek. Na tym etapie nie wiemy jeszcze oczywiście, jaki będzie efekt. Wybraliśmy taką strategię, do Rzymu prowadzi wiele dróg.

Polki miały na ostatnich MŚ najwyższą średnią wieku, także oczywiste było, że zmiana pokoleniowa musiała nadejść. W przypadku niektórych zawodniczek los sam zdecydował, ponieważ kontuzje wyeliminowały m.in. Iwonę Niedźwiedź, a Patrycja Kulwińska zaszła w ciążę. Czy gdyby nie tego typu sytuacje, przynajmniej część bardziej doświadczonych zawodniczek znalazłoby się w kadrze, czy i tak postawiłby pan na młodsze?

Naturalnie, że skorzystałbym z niektórych z nich. Zastanawiam się nad każdą pozycją, nad każdą zawodniczką, która mogłaby na niej zagrać. Na każdym kroku podkreślam, że nie chciałem radykalnie zmieniać tego, co stworzył mój poprzednik, ponieważ wiele rzeczy zrobił dobrze i wiele z nich chciałbym powtórzyć. Gdyby nie problemy niektórych zawodniczek, mógłbym głębiej zastanawiać się, kiedy i od których pozycji zacząć proces zmian w kadrze. Może jednak przyśpieszenie tego procesu wyjdzie na dobre, ponieważ np. dla Natalii Nosek możliwość zapoznania się już teraz z imprezą tej rangi da doświadczenie, pozwoli zobaczyć, ile brakuje jej do najlepszych, co musi poprawić. W ten sposób na kolejnej imprezie będzie zawodniczką bardziej dojrzałą, a gdybym powołał ją za rok czy dwa to dopiero wtedy musiałaby to przejść. Też mam całą masę wątpliwości, każda decyzja obarczona jest ryzykiem. Są to jednak decyzje przemyślane. To jednak tak jak z wizytą u lekarza. On stawia diagnozę, przepisuje lekarstwa, ale czy one przyniosą efekt, pokazuje życie.

Tak odmłodzona kadra może przynajmniej przystąpić do mistrzostw bez presji. Może wszystko, a nic nie musi. Czy pan i zawodniczki też staracie się tak do tego podejść?

Jak najbardziej. Celowo unikaliśmy niemal do ostatniej chwili rozmów z zespołem na temat strategicznych zamierzeń czy mocnych stron rywalek. Chodziło o to, żeby zawodniczki skupiły się na swojej pracy. Faktem jest, że Francuzki czy Holenderki to utytułowane i dojrzałe zespoły. W tej pierwszej drużynie w powołanej szesnastce będzie prawdopodobnie 90% zawodniczek, które zdobyły srebro na ostatnich igrzyskach. Trudno sobie wyobrazić, by nie potraktowały ME poważnie. One muszą z nami wygrać, a my tylko możemy je pokonać. Nasz zespół nie musi być jeszcze konfrontowany z wielkimi oczekiwaniami. Jest trochę jak źrebak, którego wypuszcza się na wybieg. Gdy kogoś trafi, może zaboleć.

Czy może być tak jak na mistrzostwach świata w Serbii w 2013 roku, kiedy Polki zaskoczyły rywalki ambicją, poza tym mało kto je znał?

Ambicji na pewno nam nie zabraknie, dziewczyny naprawdę ciężko pracują. Jedyne, czego nam brakuje to trochę doświadczenia, nie ma co ukrywać. Robimy jednak wszystko, by zawodniczkom pomóc, my jako sztab od dawna rozpracowujemy rywalki. Budujemy nowy zespół, który od razu musi zmierzyć się z bardzo wymagającymi rywalkami. Każda drużyna kiedyś musi przez to przejść. Proszę prześledzić historię reprezentacji Rosji. Przez lata seryjnie zdobywała tytuły, w pewnym momencie wypadły z czołówki światowej, pracy pozbawiono utytułowanego Jewgienija Trefiłowa, próbowano wielu innych szkoleniowców i potem poproszono go z powrotem. Teraz są złotymi medalistkami olimpijskimi. Taka jest kolej rzeczy.

Pracował pan w Holandii, teraz w Niemczech. Na ile pana osobista znajomość niektórych zawodniczek tych drużyn może pomóc naszemu zespołowi?

Na pewno łatwiej mi reagować na wydarzenia na boisku, ponieważ gdy wchodzi na parkiet zawodniczka, którą znam, mogę od razu podpowiedzieć podopiecznym, że tamta może zagrać w taki czy inny sposób. Mam nadzieję, że to będzie pomocne. Inna sprawa, że w dzisiejszych czasach wszystkie sztaby mogą mieć dostęp do nagrań wszystkich meczów rywalek, możliwości analizy są więc porównywalne. Wiem, że podczas turnieju w Hiszpanii byliśmy obserwowani przez Francuzów, my też mamy wszystkie nagrania z ich spotkań w Norwegii, a także Niemek ze Szwedkami. Moja znajomość Bundesligi i holenderskiego zespołu nie będzie więc decydująca, choć faktem jest, że na mistrzostwach spotkam zawodniczki ze swojego klubu lub takie, z którymi pracowałem wcześniej. Może być jednak tak, że moja obecność na ławce wyzwoli w nich dodatkową mobilizację, pomyślą sobie „wlejemy naszemu trenerowi” (śmiech).

Największym osłabieniem polskiego zespołu jest z pewnością brak Karoliny Kudłacz-Gloc. Kapitan jedzie z wami jednak do Szwecji. Czy w ogóle jest brane pod uwagę jej dołączenie do składu, czy z założenia jedzie w innej roli?

Nie ma szans na jej występ w turnieju, jej stan zdrowia na to nie pozwala. Karolina żyje jednak tym, co robimy, cały czas jest przy drużynie. Ciągle widzę ją, jak rozmawia z koleżankami. Kiedy ja na treningach koryguję coś w ustawieniu lub taktyce, ona wykorzystuje każdy moment, by pomóc młodym zawodniczkom, coś im podpowiedzieć. Cieszę się, że jest z nami. Na pewno na boisku będzie nam jej brakowało. To tak, jakby w kadrze piłkarskiej nie mógł zagrać Robert Lewandowski. Jest wielką zawodniczką, klasy światowej. Sama jej obecność wzbudza respekt rywalek, a jej brak wywołuje westchnienie ulgi. Lista jej osiągnięć jest długa. Czasami jednak tego typu sytuacje wyzwalają dodatkowe siły u pozostałych, jej nieobecność wymaga od reszty zespołu dołożenia jeszcze więcej od siebie. Kontuzje to rzeczywistość piłki ręcznej, musimy być na nie przygotowani, trzeba mieć nie tylko plan B, ale i C i D. Pomoc każdej doświadczonej zawodniczki byłaby przydatna, ale liczymy na te, które mamy. Jest Monika Kobylińska, bardzo młoda, a już doświadczona. Marta Gęga poczuła się bardzo odpowiedzialna za losy zespołu, cieszymy się z powrotu Aliny Wojtas. Kinga Achruk przejęła nie tylko funkcję kapitana, ale też ważnej postaci w zespole. To jest dobry zespół. Potrzeba nam jednak mądrego wsparcia w procesie jego budowy.

„Rzeczpospolita”: Reprezentacja Polski to czwarta drużyna świata, ale ponad połowa kadry na mistrzostwa Europy nigdy wcześniej na imprezie mistrzowskiej nie grała. Jakie w tym kontekście są cele drużyny na ten turniej?

Leszek Krowicki: Stawiamy sobie kilka celów. Po pierwsze, chcemy podejść do każdego spotkania tak, jakby był to mecz o wszystko. Po drugie, chcielibyśmy wyjść z grupy, do czego potrzebne będą dwa lub trzy punkty. Po trzecie, mając do dyspozycji tak odmieniony zespół, chcielibyśmy zobaczyć, że każda z powołanych zawodniczek udowodni sobie i nam, że dokonaliśmy trafnego wyboru. Chcemy zbierać doświadczenia, ponieważ pracujemy w perspektywie kilku najbliższych imprez. Chciałbym, żeby towarzyszyło nam takie zainteresowanie i euforia jak teraz, ale jednocześnie liczę, że dostaniemy pewien kredyt zaufania, który oczywiście kiedyś będziemy musieli spłacić. Mamy nadzieję, że pokażemy jak najwięcej dobrych momentów, tak jak podczas ostatniego towarzyskiego turnieju w Hiszpanii. Zdaję sobie sprawę, że czasu mieliśmy bardzo mało, od rozpoczęcia pracy mieliśmy tylko krótkie zgrupowanie przed turniejem w Zielonej Górze i teraz przed turniejem w Hiszpanii i ME. Każdy mecz będzie przynosił nam nowe doświadczenia, które pomogą nam w przyszłości być lepszą drużyną.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka ręczna
Liga Mistrzów. Czy Industria Kielce i Wisła Płock wywalczą awans do Final Four?
Piłka ręczna
Industria Kielce pod ścianą. Plaga kontuzji i problemy w Lidze Mistrzów
PIŁKA RĘCZNA
Mistrz Polski w areszcie. Jest oskarżony o gwałt
Piłka ręczna
Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej. Polacy pokonali Wyspy Owcze, ale to koniec
Piłka ręczna
Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej. Wyspy Owcze budzą respekt