Zimowe transfery: Opróżnić Red Bulla

Japończyk Takumi Minamino już w Liverpoolu, a Norweg Erling Haaland w Borussii Dortmund. Ale zimowe transfery tak naprawdę dopiero ruszą.

Publikacja: 30.12.2019 20:32

Dyrektor Borussii Hans-Joachim Watzke i Erling Haaland po podpisaniu kontraktu

Dyrektor Borussii Hans-Joachim Watzke i Erling Haaland po podpisaniu kontraktu

Foto: AFP

Gdy będziemy dochodzić do siebie po sylwestrowej nocy i leczyć kaca na swoje sposoby (odżyje odwieczna debata kefir czy klin), dyrektorzy sportowi, menedżerowie piłkarzy i sami zawodnicy wkraczać będą w najgorętszy okres – 1 stycznia otwiera się zimowe okno transferowe.

Do tej pory było ono raczej dla desperatów – tych, którzy początek sezonu tak spaprali, że musieli za wszelką cenę się ratować. Zimą niezbyt często dochodziło do głośnych przeprowadzek, na wielkie transfery czekano do lata. Także dlatego, że nowego zawodnika łatwiej wkomponować w zespół, gdy jest czas na treningi i zajęcia taktyczne, a nie tylko na granie co trzy dni i regenerację, jak to ma miejsce w przypadku największych klubów Europy.

Prawdopodobnie kluczowy był jednak przepis zakazujący piłkarzom gry w dwóch klubach w europejskich pucharach w danym sezonie. Gdy w styczniu 2011 roku Fernando Torres przechodził za 50 milionów funtów, bijąc zarówno brytyjski, jak i hiszpański rekord transferowy, wiele osób pukało się w czoło, Torres nie mógł bowiem pomóc nowemu klubowi w Lidze Mistrzów. W tym sezonie UEFA w końcu się ugięła i ten przepis zniosła.

Śmieszna suma

Pierwszą ofiarą został Red Bull Salzburg – odkrycie tego sezonu Champions League. Drużyna prowadzona przez amerykańskiego trenera Jessiego Marscha grała ofensywny, porywający, szybki futbol i chociaż trafiła do arcytrudnej grupy, to zapewniła kibicom nie tylko w Austrii mnóstwo rozrywki. Szczególnie szerokim echem odbiły się oba mecze z Liverpoolem, mimo że przegrane. Na Anfield była jazda bez trzymanki i wynik 4:3 dla gospodarzy, w rewanżu w Salzburgu obrońcy tytułu pozwolili już na mniej, ale wynik 2:0 nie oddaje przebiegu spotkania.

I to właśnie Liverpool uruchomił klauzulę wykupu, którą miał w kontrakcie z mistrzem Austrii japoński skrzydłowy Takumi Minamino. Klub, zmierzający po pierwszy od 30 lat tytuł mistrza Anglii, wydał na nowego zawodnika nieco ponad 7 milionów funtów, co przy dzisiejszych cenach jest sumą śmieszną.

Pochwały Kloppa

Internet natychmiast obiegło nagranie z meczu na Anfield, gdy Minamino zdobył jedną z bramek dla Salzburga. Kamery uchwyciły, jak Klopp z podziwem kiwa głową i lekko się uśmiecha. Nietypowa reakcja jak na trenera drużyny, która właśnie straciła gola. Może już wówczas wiedział, że Japończyk trafi za kilkanaście tygodni pod jego skrzydła? A może właśnie wtedy podjął decyzję, by postarać się o ruchliwego i dynamicznego piłkarza?

– Wiemy o nim bardzo dużo i wiemy, że do nas bardzo pasuje – mówił Klopp. – Przede wszystkim zadecydowały umiejętności piłkarskie, ale też podejmowanie przez niego decyzji w tłoku, szybkość, chęć, z jaką walczy o odbiór piłki.

Faktycznie charakterystyka gry Minamino dokonana przez Niemca jako żywo przypomina opis stylu Liverpoolu jako zespołu. 24-latek podpisał czteroipółletnią umowę.

Japończyk jest jednym z owoców doskonale funkcjonującego scoutingu Red Bulla, który szuka piłkarzy, tam gdzie inni zaglądają rzadko. Minamino był przez rok obserwowany w barwach Cerezo Osaka, zanim w styczniu 2015 roku trafił do Salzburga. W tym sezonie w drużynie, która wstrząsnęła Ligą Mistrzów, grał obok swojego rodaka, Koreańczyka, dwóch reprezentantów Zambii, a największą furorę robił strzelec 28 goli w tym sezonie – Norweg Erling Haaland.

Dortmund – stacja przesiadkowa

Po raz pierwszy świat o nim usłyszał, gdy latem tego roku na mundialu do lat 20 w Polsce strzelił dziewięć goli w meczu z Hondurasem. Wtedy traktowano to jednak jako anomalię młodzieżowego futbolu – ciekawostkę. Gdy jednak kilka tygodni później Haaland seryjnie zaczął trafiać i w Austrii, i w Lidze Mistrzów, zaczęto spoglądać na jego poczynania z większą uwagą. Kibice powinni być więc szczęśliwi, że wiosną utalentowany napastnik nie zniknie z ich pola widzenia – Borussia Dortmund zapłaciła za Haalanda 45 milionów euro i zamieni on austriacką Bundesligę na tę bardziej znaną.

Włoskie media donoszą, że tylko 20 milionów z tej sumy zgarnął Salzburg. 10 milionów miało pójść do ojca piłkarza, a 15 milionów to prowizja i wynagrodzenie menedżera – Mino Raioli. Potężny impresario twierdzi z kolei, że Haaland odrzucił ofertę Manchesteru United, mimo iż w Premier League mógłby liczyć na znacznie lepsze zarobki. Czerwone Diabły oferowały 19-latkowi 70 tys. funtów tygodniowo (350 tys. zł).

Piłkarz i ludzie z jego otoczenia uznali jednak, że jeszcze za wcześnie na ligę angielską, więc oferta z Borussii, w której z pewnością będzie dostawał dużo szans gry (BVB desperacko potrzebuje napastnika), która nie będzie czyniła mu problemów z odejściem za trzy–cztery lata, gdyż godzi się na bycie stacją przesiadkową, jest w dłuższej perspektywie lepsza.

Zatrudnienie Haalanda może pociągnąć za sobą kolejne ruchy. Odejść chce z Borussii Paco Alcacer, mówi się, że znajdzie zatrudnienie w Atletico Madryt, choć na napastnika numer jeden w Madrycie szykowany jest ponoć Edinson Cavani z PSG. Manchester United z kolei skierował swoją uwagę w stronę 23-letniego napastnika Lyonu Moussy Dembélé. Mnóstwo zamieszania jest oczywiście wokół powrotu 38-letniego Zlatana Ibrahimovicia do Milanu, ale wedle ekspertów we Włoszech nie oznacza to odejścia Krzysztofa Piątka.

Trzeba jednak pamiętać, że transferowa maszyna ruszy z pełnym impetem dopiero w Nowym Roku.

Gdy będziemy dochodzić do siebie po sylwestrowej nocy i leczyć kaca na swoje sposoby (odżyje odwieczna debata kefir czy klin), dyrektorzy sportowi, menedżerowie piłkarzy i sami zawodnicy wkraczać będą w najgorętszy okres – 1 stycznia otwiera się zimowe okno transferowe.

Do tej pory było ono raczej dla desperatów – tych, którzy początek sezonu tak spaprali, że musieli za wszelką cenę się ratować. Zimą niezbyt często dochodziło do głośnych przeprowadzek, na wielkie transfery czekano do lata. Także dlatego, że nowego zawodnika łatwiej wkomponować w zespół, gdy jest czas na treningi i zajęcia taktyczne, a nie tylko na granie co trzy dni i regenerację, jak to ma miejsce w przypadku największych klubów Europy.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne