Drużyna sponsorowana przez Red Bulla wkraczała na salony z mocarstwowymi planami, ale chyba nikt się nie spodziewał, że te odważne deklaracje znajdą tak szybko potwierdzenie na boisku. Po 15 kolejkach RB Lipsk ustępuje mistrzom Niemiec jedynie bilansem bramkowym.
– Mogą pójść w ślady Leicester – przekonuje trener Borussii Dortmund Thomas Tuchel, ale jego opinii nie podziela prezes BVB Hans-Joachim Watzke.
– Powstali tylko po to, by promować napój w puszce. My jesteśmy drugim największym klubem w Niemczech i czwartym na świecie. Mamy 145 tys. członków, a Lipsk – 150. Mogą zmieścić się w jednym pomieszczeniu – ironizował Watzke, narażając się na ciętą ripostę dyrektora sportowego rywali. – W takim razie przegrali z 11 puszkami – zażartował Ralf Rangnick, przypominając wynik wrześniowego meczu w Lipsku (1:0 dla gospodarzy).
W Niemczech jednak nikomu nie jest do śmiechu. Zespół z byłej NRD przegrał dotąd tylko ze słabym Ingolstadt i gdyby nie ta niespodziewana wpadka, to on patrzyłby dziś na wszystkich z góry. – Wygląda na to, że po Borussii doszedł nam nowy wróg – wypalił niedawno Uli Hoeness, wracający na stanowisko prezesa Bayernu po odbyciu kary za oszustwa podatkowe. Później przeprosił, mówiąc, że w sporcie nie ma wrogów, są przeciwnicy. Wiadomo jednak co miał na myśli – Bayernowi wyrósł poważny rywal.
Timo Werner, Emil Forsberg, Peter Gulacsi – warto zacząć się uczyć tych nazwisk. Pierwszy z dziewięcioma bramkami jest w czołówce strzelców Bundesligi, drugi to najlepszy asystent (dziewięć kluczowych podań), a Gulacsi puścił tylko trzy gole więcej niż Manuel Neuer.