Rzeczpoposlita: W piątek remisujecie z Wisłą Płock, prowadząc na Łazienkowskiej 2:0, a w środę pokonujecie Sporting Lizbona. Która Legia jest prawdziwa?
Michał Kucharczyk: Takie mecze jak z Wisłą się zdarzają, chociaż nie powinny. Ale to przestała być w naszym przypadku norma. Na każde boisko w Polsce prawie zawsze wychodzimy jako faworyci, a po półtorej godziny schodzimy z trzema punktami. To, co działo się latem, to już przeszłość.
A co się działo?
Za dużo roszad. Kilku zawodników odeszło, kilku przyszło, potrzebowaliśmy czasu, by się na boisku rozumieć w ciemno. Każdy z nas umie grać w piłkę, ale ta suma umiejętności nie przekładała się na klasę drużyny. Nic nam nie szło. A jak nie idzie, to się człowiek denerwuje. Wszyscy się denerwowali, więc można było mówić o kryzysie. Czeka się na kolejny mecz z nadzieją, że teraz to już na pewno się uda, a tu nic. Nerwom towarzyszy stres, z nim związany jest taki stan, w którym boisz się ryzykować. Mając dobrych zawodników, staliśmy się przeciętną drużyną. Potrzebny był wstrząs.
Nic pan nie mówi o trenerze, którego już szczęśliwie dla Legii nie ma. Czy Besnik Hasi przyczynił się do tej sytuacji?