Marek Zub: Rządzę samolotem

Trener kazachskiego klubu Toboł Kustanaj Marek Zub o futbolu w Azji i pomeczowych monologach wojewody.

Publikacja: 04.12.2018 17:54

Marek Zub po dwukrotnym zdobyciu z Żalgirisem Wilno tytułu mistrza i trzykrotnym Pucharu wybrany na

Marek Zub po dwukrotnym zdobyciu z Żalgirisem Wilno tytułu mistrza i trzykrotnym Pucharu wybrany na trenera roku na Litwie. Gdy prowadził Spartaksa Jurmała został trenerem roku na Łotwie. Pracował w chińskim klubie Shenyang Urban FC oraz białoruskim Szachciorze Soligorsk. W Tobole Kustanaj od sierpnia 2018 roku

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Rzeczpospolita: Czy w Kazachstanie trenerowi piłkarskiemu pracuje się lepiej niż w Polsce?

Marek Zub: Inaczej. Zanim przyjechałem tutaj w sierpniu, oczywiście wiedziałem już sporo na temat piłki w Kazachstanie i nie miałem obaw. W praktyce okazało się, że jest też miło. Kiedy pracowałem w białoruskim klubie Szachcior Soligorsk, wracałem do domu wyczerpany. Tutaj nie.

Inny klimat... Poza tym pod względem atrakcyjności Soligorsk można porównać do Bełchatowa. Nie wiem, jak jest w Kustanaju.

Bełchatów w porównaniu z Soligorskiem jest ładny. Pracowałem, to wiem. W Kazachstanie zabójczy jest klimat. Od minus 40 stopni zimą do plus 40 latem. Ale nie w tym rzecz. Piłka jest wszędzie taka sama, jednak kultura ludzi inna. W Kazachstanie widać na każdym kroku szacunek dla osób starszych. Trener siłą rzeczy jest starszy od zawodników, więc traktowany jest przez nich z należytym uznaniem. Pod tym względem Kazachstan różni się od Polski. Opowiadał mi jeden z moich zawodników, że kiedy poszedł do ojca w koszulce sportowej, został przez niego skrytykowany: nie przyszedłeś na trening, tylko do domu ojca. Miesiąc po przyjeździe do Kustanaja miałem akurat urodziny. Klub zrobił mi z tej okazji fetę, dostałem w prezencie wspaniały ludowy płaszcz. Byłem autentycznie zaskoczony, zacząłem tłumaczyć, że przecież dopiero przyjechałem, nic nie zrobiłem, nie znają mnie. Usłyszałem, że to wszystko nieważne. Przyjechałem, jestem gościem, ale i jednym z nich.

Kiedyś będą pana zwalniać i wtedy może pan zmieni zdanie na temat kazachskiej kultury.

Mam wrażenie, że nawet zwolnienia odbywają się tutaj z większym taktem niż w cywilizacji europejskiej czy południowoamerykańskiej. Zapewne tak się kiedyś stanie, ale na razie jest nieźle. Toboł zajął trzecie miejsce w lidze, za klubami, które nie mają konkurencji: FK Astana i Kajrat Ałmaty. Osiągnęliśmy cel, w dodatku pokonaliśmy u siebie Astanę 1:0.

Patrzy pan na ligę kazachską i myśli sobie: co ja tu robię, na tym końcu świata?

Tak to myślałem o Kazachach 15 lat temu, kiedy wspólnie z Krzysztofem Chrobakiem prowadziłem Polonię Warszawa. Okazało się, że możemy wystąpić w letnich rozgrywkach Intertoto, a naszym przeciwnikiem był Toboł. Mieliśmy tydzień na przygotowania. Zacząłem szukać informacji o Kazachstanie, Kustanaju, samych zawodnikach. Nic o nich nie wiedzieliśmy, ale też specjalnie się nie przejmowaliśmy, bo gdzie futbolowi kazachskiemu do polskiego. Nim się zorientowaliśmy, jak grają, prowadzili 1:0. Ostatecznie przegraliśmy na Konwiktorskiej 0:3, a w rewanżu 1:2. Od tamtej pory patrzę na kazachski futbol inaczej. Pamięta pan, co spotkało Legię w poprzednim sezonie?

Pamiętam. Astana wygrała u siebie 3:1, na Łazienkowskiej przegrała 0:1 i odebrała Legii nadzieję na grę w Lidze Mistrzów. Legioniści chyba potraktowali ją tak, jak Polonia Toboł w 2003 roku.

Astana pięć lat z rzędu wygrywa ligę, grała już w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a teraz prawdopodobnie awansuje do fazy pucharowej Ligi Europy. Jest druga w grupie, za Dynamem Kijów. Jak pan popatrzy na ranking UEFA krajów europejskich pod względem udziału klubów w rozgrywkach europejskich, to znajdzie pan Kazachstan przed Polską. O jedno miejsce, ale jednak.

Na czym polega ta przewaga? W czym futbol Kazachstanu jest lepszy od polskiego?

Nie wiem, czy jest lepszy. Przecież jednak nasza reprezentacja pokonuje Kazachów dość regularnie. Natomiast kluby to co innego. Nie można patrzeć na Kazachstan jak na azjatycki kraj stepów. Astana, ze względu na nowoczesne budownictwo i centrum drapaczy chmur jak Manhattan, nazywana jest kazachskim Dubajem. To jest pod względem powierzchni dziewiąty kraj na świecie, ponadośmiokrotnie większy niż Polska. I bardzo bogaty dzięki złożom ropy naftowej i gazu ziemnego. Jednym ze sponsorów mojego klubu jest kopalnia złota.

A Astany czy Kajratu?

Kluby są państwowe, ale z coraz większym udziałem kapitału prywatnego. I stanowią oczko w głowie ogólnopaństwowych lub lokalnych władz. Rozgrywki ligowe są w praktyce także rywalizacją polityków. Nie tylko na boisku, ale i pod względem tworzenia warunków do pracy. Astana Arena to nowoczesny stadion z otwieranym dachem. Byłem tam niedawno na meczu Kazachstan – Łotwa, bo w obydwu drużynach gra wielu moich zawodników, trenerzy też są znajomi. Obok znajduje się hala, gdzie odbywają się mecze hokejowej ligi KHL, a z drugiej strony welodrom. Mój klub kończy budowę Maneżu, stadionu pod dachem, do rozgrywania meczów zimą. Czegoś takiego nie widziałem nawet w zachodniej Europie. Kończy się też budowa klubowej bazy Toboła na obrzeżach miasta. Żaden klub polskiej ekstraklasy nie ma tego rodzaju własnych obiektów.

Kto wykłada na to pieniądze?

Państwo poprzez lokalne władze. W Kazachstanie jest kilkanaście obwodów, odpowiedników naszych województw. Obwód kustanajski jest większy niż połowa Polski. W Kustanaju mieszka 200 tysięcy ludzi. Na czele każdego obwodu stoi akim – wojewoda, mający pełnię władzy. Kiedy do siebie wzywa, ma się duszę na ramieniu.

Pana też wezwał?

Co tydzień mnie wzywa, po każdym meczu idę do pałacu z dyrektorem sportowym. Ale moja sytuacja jest, na szczęście, inna. Nasz akim jest wielkim kibicem piłkarskim. Przychodzi na wszystkie mecze, zna się, lubi mówić, więc lepiej wtedy przez pół godziny słuchać tego monologu. Jest świetnie zorientowany w historii polskiej piłki. Opowiada nie tylko o Deynie, Lacie, meczu z Niemcami na wodzie i Bońku, ale przypomina też, że gdyby na stadionie Legii w meczu Polska – Kazachstan nie zepsuło się światło, tobyśmy z nimi nie wygrali. Więc Ebiego Smolarka też pamięta.

To miłe, z wyjątkiem tej awarii. A coś z tego wynika dla klubu?

Możemy pracować w bardzo dobrych warunkach. Do niedawna zawodnicy mieszkali wspólnie w jednym hotelu. Dwa piętra mieli dla siebie. Teraz mamy bazę za miastem. Trzypiętrowy budynek, dwa boiska, salę. Warunki jak na zachodzie Europy. Klub ma swój samolot. Nie jest to odrzutowiec, ale solidny Antonow, którym latamy na mecze. Przy ogromnych odległościach inny środek lokomocji nie wchodzi w grę. Piloci są pod parą, samolot stoi na lotnisku i można powiedzieć, że ode mnie zależy, kiedy poleci.

No to szczęście, że takim jest kibicem piłkarskim, a nie tego narodowego sportu Kazachów, którego nazwy nie pamiętam, a który polega na wyrywaniu sobie podczas wyścigów konnych sporego barana.

To się nazywa buzkaszi i nawet jest wciągające, ale mimo wszystko wolę futbol. Szczęśliwie akim też i oby rządził jak najdłużej.

Czy opłaca się grać w Kazachstanie?

Tak sądzę. Do niedawna w Kajracie występował Andriej Arszawin, więc jeśli w Arsenalu Londyn zarabiał miliony funtów, to do Ałmatów nie przyjechałby za kopiejki. Był w dodatku twarzą McDonald'sa w Kazachstanie.

Pan też ma cudzoziemców w zespole?

Ośmiu. Ale na boisku może przebywać jednocześnie sześciu. Pracuje też dużo trenerów zagranicznych. Jestem jedynym Polakiem, najbardziej ceni się Bułgarów. Pracują w czterech z dwunastu klubów ligi. Wszyscy są byłymi reprezentantami Bułgarii. Bohaterem stał się trener Astany Stojan Stoiłow, z którym drużyna grała w Lidze Mistrzów.

A Kazachowie mają swoich bohaterów?

Tutaj ceni się zasłużonych zawodników i dba się o nich. Mam w drużynie Nurboła Żumaskalijewa, prawdziwą legendę Toboła i reprezentacji. Wpuszczam go zwykle na kilkanaście minut i wtedy kibice wstają z miejsc. W ostatnim meczu sezonu, z Kyzyłżarem, wszedł w drugiej połowie, a przed końcem strzelił bramkę na 3:0. Prosto ze stadionu cała drużyna pojechała do filharmonii, gdzie odbyła się gala na jego i naszą cześć. Kiedy w roku 2003 Polonia przegrywała z Tobołem, Żumaskalijew wbił nam bramkę. Grał wtedy również obrońca Oleg Łotow, który został moim asystentem. 15 lat temu nie spodziewałem się, że historia zatoczy koło. A to nie wszystko. Wtedy na Konwiktorską przyszedł ze skrzynką piwa dla zawodników Toboła młody kazachski dyplomata, który zaczął pracę w Warszawie. Dziś jest ambasadorem Kazachstanu w Polsce. Wszystko się kręci wokół piłki. ©?

Rzeczpospolita: Czy w Kazachstanie trenerowi piłkarskiemu pracuje się lepiej niż w Polsce?

Marek Zub: Inaczej. Zanim przyjechałem tutaj w sierpniu, oczywiście wiedziałem już sporo na temat piłki w Kazachstanie i nie miałem obaw. W praktyce okazało się, że jest też miło. Kiedy pracowałem w białoruskim klubie Szachcior Soligorsk, wracałem do domu wyczerpany. Tutaj nie.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Bilety na Euro 2024. Czy są imienne? Co z wysyłką i zwrotem? Jakie ceny dla dzieci?
Piłka nożna
Euro 2024. Jak Luciano Spalletti odbudowuje reprezentację Włoch
Piłka nożna
Nowy termin sprzedaży biletów na mecze Polski na Euro 2024. Jest komunikat PZPN
Gruzja
Rząd zdecydował o odznaczeniu piłkarzy za awans na Euro 2024
Piłka nożna
Polska na Euro 2024. Jak kupić bilety na jej mecze? Uwaga na jeden warunek