Wielkie strzelanie z poprzedniej kolejki miało swój ciąg dalszy w ten weekend. Tydzień temu piłkarze wykręcili średnią 4,25 bramki na mecz, teraz też spotkania obfitowały w gole.
Najwięcej powodów do radości mają kibice w Poznaniu, ich zespół na trudnym terenie w Lubinie rozbił gospodarzy aż 3:0. Już bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że Lech dogonił czołówkę po złym starcie i będzie się liczył w walce o mistrzostwo Polski. W tej chwili zawodnicy Nenada Bjelicy mają pięć punktów straty do Jagiellonii Białystok. Strata do lidera może być jednak większa – Lechia Gdańsk swój mecz z ostatnim w tabeli Górnikiem Łęczna rozgrywa dopiero dziś. Ale nawet gdy Lecha od pierwszego miejsca będzie dzieliło osiem punktów, to po podziale będą tylko cztery. Nie jest to dystans, którego zespół Bjelicy nie byłby w stanie odrobić.
Lech wygrał już czwarty z rzędu mecz – ostatni raz przegrał (1:2) w Warszawie jeszcze w październiku, tracąc gola z Legią w doliczonym czasie gry, zresztą po ewidentnym spalonym. Od tamtej pory cztery wygrane, aż 13 bramek zdobytych i żadnej straconej. W Lubinie mogła zostać przerwana druga z tych serii, gdy w 75. minucie sędzia Paweł Gil podyktował rzut karny dla Zagłębia.
Do piłki podszedł Krzysztof Janus, ale jego uderzenie w pięknym stylu obronił Matus Putnocky. Słowak ma fantastyczną skuteczność, jeśli chodzi o jedenastki. Wliczając strzał Janusa, ośmiokrotnie stawał przed zawodnikiem przeciwnika wykonującym rzut karny i aż pięć razy wychodził z takiego pojedynku zwycięsko.
Bohaterem Lecha był urodzony w Bazylei pomocnik Darko Jevtić. Były reprezentant szwajcarskiej młodzieżówki miewał już wcześniej fantastyczne momenty, strzelał ładne bramki, dryblował, asystował, popisywał się zaskakującymi zagraniami. Zapowiadało się, że może być jednym z zawodników, którzy będą przyciągali widzów na trybuny. Problemem Jevticia była jednak chimeryczność. Po dobrym meczu znikał, jakby zbytnio usatysfakcjonowany swoim osiągnięciem. Tracił miejsce w składzie, lądował na ławce rezerwowych, by w końcu znów zrobić coś spektakularnego. Nigdy jednak nie było to trwałe.