Gdyby futbol miał swój Watykan, jego Kongregacja do spraw Świętych już zostałaby zalana wnioskami o beatyfikację i kanonizację piłkarza. Nie ma, więc kibice sami wynoszą Maradonę na ołtarze. Ma swój kościół w Buenos Aires i kaplicę w Neapolu. Nad łóżkami wielu argentyńskich chłopców, obok krzyża i obrazka z Aniołem Stróżem wiszą zdjęcia Diego Maradony i Leo Messiego. Czasami papieża Franciszka, ich rodaka, kibica klubu San Lorenzo de Almagro.
Zachowały się nagrania filmowe kilkuletniego Maradony podbijającego piłkę stopami, udami, głową, ramionami. Mógł to robić bez przerwy przez wiele minut. Dopóki się nie zmęczył. Piłka spadała na ziemię, kiedy on chciał. Panował nad nią w sposób niezwykły. Nic dziwnego, że już jako dzieciak stanowił atrakcję dla kibiców, którym w przerwach meczów umilał czas żonglerką, chodząc przed trybunami z piłką na głowie.
Nie mogli się napatrzeć
Lata później, kiedy był już gwiazdą i na zlecenie Pumy nagrywał film reklamowy, robił to jeszcze lepiej w butach tej firmy. Operatorzy byli tak zafascynowani pokazem, że pod pretekstem awarii kamery poprosili o kilka dubli. Mimo że nagrali za pierwszym razem – nie mogli się napatrzeć.
Takich „cudownych dzieci" jest w całym świecie dużo. Nie tylko w sporcie. Ale do szczytu dochodzi niewielu. Maradona, jak Mozart – doszedł. W wieku 16 lat grał już w lidze, w barwach Argentinos Juniors. Rok później został królem strzelców ligi Metropolitano, więc wielu kibicom wydawało się, że César Luis Menotti powoła go do kadry na mistrzostwa świata odbywające się w roku 1978 w Argentynie.
Menotti jednak uznał, że chłopiec ma wprawdzie niezwykły talent, ale mentalnie jeszcze nie dorósł do turnieju na najwyższym poziomie. Dzieciak bardzo to przeżył. Oprócz tego krótkiego filmiku, nagranego domową metodą z końca lat 60., jest i taki, na którym chłopczyk z długimi, czarnymi włosami spadającymi na oczy mówi, że spełni w życiu dwa marzenia: zostanie mistrzem Argentyny i mistrzem świata.