O Franku, który nie nosi noża w kieszeni. Recenzja książki „Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek”

Piotr Wołosik rozmawia z Tomaszem Frankowskim i to tak wciąga, że człowiek zapomina o obiedzie, mimo że nie ma tam żadnych sensacji, a bohater już dawno zszedł z boiska.

Aktualizacja: 12.11.2020 20:08 Publikacja: 12.11.2020 19:46

„Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek” - Tomasz Frankowski, Piotr Wołosik. Biblioteka Przegląd Sp

„Franek. Prawdziwa historia łowcy bramek” - Tomasz Frankowski, Piotr Wołosik. Biblioteka Przegląd Sportowy, Warszawa 2020

Foto: fot. mat.pras.

Dziennikarz „Przeglądu Sportowego" napisał książkę o piłkarzu, który nie dość, że był dobry, to jeszcze bardzo dobrze się kojarzył. Można powiedzieć, że z punktu widzenia potrzeb dzisiejszego rynku czytelniczego Frankowski był piłkarzem nudnym. Żadnych afer, agencyjnych panienek, rozbitych po pijaku samochodów i milionów zostawionych krupierom.

On się nawet z sędziami nie kłócił, a po zdobyciu najważniejszych bramek dla Wisły, Jagiellonii czy reprezentacji Polski nie przesadzał z radością. Twarz pokerzysty, uśmiech tylko dla najbliższych.

Z Piotrem Wołosikiem wyrastali na tym samym białostockim osiedlu. Jeden umiał grać, drugi umie pisać. „Franek" otworzył się przed kolegą, kolega nie nadużył zaufania, chociaż nie pozostał biernym słuchaczem. Byli partnerami, nie lukrowali, a ponieważ sobie ufają, powstała z tego ciekawa książka.

Z opowiadań Frankowskiego wyłania się obraz piłki na przełomie XX i XXI wieku. To był czas dziecięcych kradzieży w osiedlowym sklepie spożywczym, drobnego przemytu towarzyszącego pierwszym wyjazdom na wschód i wyścigów po ulicach Białegostoku małymi fiatami, zastąpionymi z czasem przez beemki.

Potem był nieuczciwy sponsor Jagiellonii, który oszukał piłkarza przy transferze do RC Strasbourg, pazerni menedżerowie, mamiący kolejnymi transferami, trenerzy, którzy co innego mówili i co innego robili. Tak w Polsce, jak i za granicą, bo pod względem obyczajów futbolowych świat jest globalną wioską.

Frankowski opowiada o tym jakby od niechcenia, a przecież jego marzenia zaczęły się spełniać, kiedy był uczniem czwartej klasy technikum budowlanego i podpisał kontrakt z RC Strasbourg. Jak masz 20 lat i w debiucie w Ligue 1 na stadionie w Monako strzelasz zwycięską bramkę – masz prawo marzyć. Obok lub po przeciwnej stronie boiska widzisz Franka Leboeufa, Youri Djorkaeffa, Liliana Thurama... Możesz sądzić, że znalazłeś się w siódmym niebie.

I wydawało się, że tak będzie zawsze, a potem coś się zaczęło psuć: kontuzje, złe wybory, niekompetentni trenerzy... Frankowski zwiedził pół świata, niemal w każdym nowym miejscu dobrze zaczynał, a potem nadzieje gasły. I dlatego jest bohaterem Jagiellonii Białystok i Wisły Kraków, a w lidze więcej bramek od niego strzelili tylko dwaj legendarni piłkarze: Ernest Pol i Lucjan Brychczy.

Nigdy nie wystąpił na wielkim turnieju. Nie pojechał ani na mistrzostwa świata, ani na Euro. Brak powołania na mundial w Niemczech pozostaje jedną z zagadek, bo decyzję trenera Pawła Janasa trudno zrozumieć. Piłkarz rzuca na to nieco światła, ale choć jego żal wciąż jest wyczuwalny, to nie widać, aby w kieszeni otwierał mu się nóż.

Jedną z wielu zalet książki jest dystans, jaki mają autorzy do spraw minionych, brak zawziętości, chęci rozprawienia się z tymi, którzy stawali „Frankowi" na drodze. Walenie na odlew, wulgaryzmy to nie jest forma i język Frankowskiego i Wołosika. Zamiast tego jest żart, ironia, dykteryjka, więcej w tym życzliwości niż złośliwości. Może z wyjątkiem uwagi o jednym z kolegów, który najpierw coś robił, a potem myślał, a teraz czyni odwrotnie.

To jest też książka o tym, jak zmieniał się piłkarski świat i jakimi drogami poszli rówieśnicy z białostockich podwórek. Mariusz Piekarski jest dziś znanym piłkarskim menedżerem. Marek Citko został radnym PiS i mniejszej rangi agentem piłkarzy. Jacek Chańko był radnym PO, ale zmienił barwy na PiS i ostatnio podczas manifestacji kobiet bronił białostockiego kościoła. Tomasz Frankowski jest eurodeputowanym Platformy Obywatelskiej.

To mądra i pouczająca książka.

Dziennikarz „Przeglądu Sportowego" napisał książkę o piłkarzu, który nie dość, że był dobry, to jeszcze bardzo dobrze się kojarzył. Można powiedzieć, że z punktu widzenia potrzeb dzisiejszego rynku czytelniczego Frankowski był piłkarzem nudnym. Żadnych afer, agencyjnych panienek, rozbitych po pijaku samochodów i milionów zostawionych krupierom.

On się nawet z sędziami nie kłócił, a po zdobyciu najważniejszych bramek dla Wisły, Jagiellonii czy reprezentacji Polski nie przesadzał z radością. Twarz pokerzysty, uśmiech tylko dla najbliższych.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Piłkarskie klasyki w Wielkanoc: City-Arsenal, Bayern-Borussia i OM-PSG
Piłka nożna
Gruzja jedzie na Euro 2024. Ten awans to nie przypadek
PIŁKA NOŻNA
Michał Probierz dla „Rzeczpospolitej”. Jak reprezentacja Polski zagra na Euro 2024
Piłka nożna
Bilety na mecze Polski na Euro 2024 szybko wyprzedane. Kibice rozczarowani
Piłka nożna
Manchester City kupił "najbardziej ekscytującego 14-letniego piłkarza na świecie"