Nie ma na świecie bardziej utytułowanego piłkarsko kraju niż Urugwaj, jeśli przeliczymy liczbę trofeów na jednego mieszkańca. W Brazylii zarejestrowanych jest ponad 3 miliony piłkarzy – to prawie tyle, ile wynosi cała populacja Urugwaju, który ma 3,44 miliona obywateli.
Urugwaj 15 razy zdobywał mistrzostwo Ameryki Południowej, najwięcej spośród wszystkich państw kontynentu, dwa razy triumfował w igrzyskach olimpijskich i dwukrotnie był mistrzem świata. Jasne, po raz ostatni już ponad 60 lat temu, gdy w 1950 roku pokonał na wypełnionej po brzegi Maracanie Brazylię 2:1, ale tych tytułów nikt Urugwajowi nie zabierze.
Nawet w gorszych czasach to państewko wciśnięte między dwóch gigantów – 48 razy większą Brazylię i 16 razy większą Argentynę – wychowywało wybitnych piłkarzy. To na cześć Enzo Francescoliego imię nosi starszy z synów Zinedine'a Zidane'a. Elegancki ofensywny pomocnik tylko przez sezon (1989/1990) występował w Olympique Marsylia, któremu Zidane kibicował w dzieciństwie, ale wrażenie zostało na zawsze.
Paolo Montero był jednym z największych twardzieli wśród obrońców włoskiej Serie A przełomu wieków, a Alvaro Recoba czarował kibiców Interu Mediolan techniką oraz wizją gry. Diego Forlan, gdy miał dzień, wydawał się przybyszem z innej planety – podczas mundialu w 2010 roku został uznany za najlepszego zawodnika i był to werdykt, z którym nikt nie dyskutował.
Pijak w piwnicy
Dziś Luis Suarez, który na mecz z Polską nie przyjedzie, a także Edinson Cavani uznawani są za czołowych napastników świata. Wśród obrońców podobną opinią cieszy się Diego Godin. Wszyscy zarabiają doskonałe pieniądze w Barcelonie, PSG i Atletico Madryt, także dzięki kontraktom reklamowym.