Zbigniew Boniek: Zawsze wiedziałem, co robić

Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek o kadrze Jerzego Brzęczka, Euro 2020 i o tym, czy po upływie swojej drugiej kadencji zostanie wiceprezesem.

Aktualizacja: 21.10.2019 08:56 Publikacja: 20.10.2019 19:17

Zbigniew Boniek: Zawsze wiedziałem, co robić

Foto: Reporter, Rafał Oleksiewicz

Minął tydzień od awansu na Euro 2020, emocje opadły. Gra i styl drużyny Jerzego Brzęczka napawają pana optymizmem przed turniejem?

Do mistrzostw zostało jeszcze dużo czasu. Jurek wziął ten zespół w trudnym momencie, gdy potrzebował on restrukturyzacji. Niespecjalnie chciałem po mundialu zmieniać selekcjonera, ale Adam Nawałka zadecydował inaczej. Wiedzieliśmy, że drużyna jest wypalona i że potrzebuje nowego otwarcia. Nie było to łatwe. W eliminacjach mieliśmy grupę bez drużyn z czołowej piątki europejskiej, dlatego wszyscy oczekiwali od nas łatwego awansu. I rzeczywiście, nie grając wielkiego futbolu, nadawaliśmy ton tej grupie i dwie kolejki przed końcem kwalifikacji mamy zapewniony udział w przyszłorocznych mistrzostwach. Nie oznacza to jednak, że było łatwo. Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu byliśmy w podobnej grupie, bez mocnych drużyn, zajęliśmy w niej przedostatnie miejsce i nie pojechaliśmy na mundial 2010. To było za czasów Leo Beenhakkera i też były to eliminacje po nieudanej wielkiej imprezie, dokładnie tak jak teraz. Na razie jesteśmy więc zadowoleni z samego awansu. Zostały jeszcze dwa mecze eliminacyjne, później spotkania towarzyskie. Jest czas, żeby popracować i jeszcze bardziej przykręcić śrubę. Z całą pewnością niczego nie będziemy deklarować ani obiecywać, co osiągniemy na Euro.

No dobrze, ale czy sukcesem będzie przynajmniej powtórzenie wyniku z Francji z 2016 roku?

Nie mamy pojęcia, z kim zagramy w grupie, gdzie nas los rzuci, w jakiej formie będą piłkarze, czy wszyscy będą zdrowi. Drużyna wciąż bardzo potrzebuje świeżej krwi. To widać było w ostatnich meczach, gdy chwaleni byli Sebastian Szymański, Przemysław Frankowski czy Jacek Góralski, który, owszem, był już powoływany przez Nawałkę, ale za dużo nie grał. O tym, jak zmieniła się polska piłka w ostatnich latach, niech świadczy to, że w 2016 roku szczerze cieszyliśmy się ze zwycięstwa w pierwszym meczu z Irlandią Północną 1:0. Dziś, gdybyśmy pokonali drużynę pokroju Irlandii Płn. 1:0, to więcej byśmy zebrali połajanek i krytyki niż pochwał. W dodatku wydaje mi się, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak trudny to będzie turniej. Jako jeden z krajów, które nie są organizatorami mistrzostw, ryzykujemy, że możemy trafić do grupy, w której dwa z trzech meczów rozegramy przeciwko gospodarzom.

To dlatego nasz zespół ma grać wyjazdowe mecze towarzyskie?

Między innymi właśnie dlatego. Weźmy pod uwagę taki scenariusz, że trafimy do grupy Kopenhaga – Sankt Petersburg. Wówczas dwa mecze gramy na wyjazdach, a nie na neutralnym terenie. Mierzymy się z dwoma gospodarzami. Ale spokojnie, będziemy się tym zajmować później. Dwa pozostałe mecze eliminacyjne chcemy zagrać na 100 procent, nie ma mowy o żadnym odpuszczaniu, bo już wywalczyliśmy awans. Wręcz przeciwnie, chcemy wygrać i utwierdzić się w przekonaniu, że byliśmy najmocniejszą drużyną w tym zestawieniu. W ostatnim spotkaniu, ze Słowenią na Stadionie Narodowym, będziemy żegnać Łukasza Piszczka, ale nie oznacza to, że będzie to mecz-benefis.

Powiedział pan, że ta drużyna wciąż potrzebuje świeżej krwi. Dlaczego?

Po mistrzostwach świata zespół był wypalony. Piłkarze mieli świadomość tego, że zawiedli. Przed mundialem padały deklaracje, że wyjście z grupy mamy zapewnione. W tej kadrze była z góry ustalona hierarchia, każdy wiedział, gdzie jest jego miejsce, nie było fermentu i świeżości. Na zgrupowanie przed mistrzostwami świata Nawałka wziął dwóch młodych, Szymańskiego i Szymona Żurkowskiego, którzy prezentowali się dobrze, ale trudno było zostawić w domu któregoś z doświadczonych graczy. Powiem to panu z doświadczenia – parcie młodzieży jest w sporcie najważniejsze, zapewnia rozwój.

Brzęczek miał postawione dwa zadania: awansować, co już wykonał, i odmłodzić kadrę. To drugie idzie mu coraz lepiej.

Wprowadzanie młodzieży byłoby łatwiejsze, gdyby nie fakt, że mieliśmy po drodze Euro U-21. Musieliśmy więc godzić interesy pierwszej reprezentacji i młodzieżówki. A przecież zabrakło nam półtorej minuty w meczu Belgia – Hiszpania, abyśmy awansowali na igrzyska w Tokio.

Co z atmosferą w drużynie Brzęczka? Ostatnio wyglądało, jakby nie było najlepiej. Glik ganiący kolegów po meczu z Łotwą, Grosicki wspominający o „mocnych słowach w szatni". Wcześniej, po meczu z Austrią, ostro mówił Lewandowski.

Atmosfera w drużynie była i jest dobra. Po meczu, na gorąco, zawodnicy mówią różne rzeczy. W dzisiejszym świecie media zrobiły się agresywne. Rzucają się na każdą wypowiedź, wyciągają z kontekstu, a jeszcze do tego dochodzą media społecznościowe. Uważam, że po meczu trzeba być ostrożnym z wypowiedziami. Drużyna jest jak rodzina. Problemu w rodzinie nie rozwiązuje się, opowiadając o nim sąsiadom. Próbuje się to zrobić we własnym gronie. Zapewniam pana, że jestem w szatni po każdym meczu i atmosfera jest dobra. Po słabych spotkaniach widzę raczej troskę o zespół niż złośliwości czy pretensje. Jose Mourinho powiedział kiedyś coś w stylu: mówią o mnie, że jestem trudny we współpracy. Owszem, ale tylko dla tych, którzy własny interes wynoszą ponad interes drużyny.

Ale Lewandowskiego pan publicznie upomniał.

Nie, nic takiego nie miało miejsca. Powiedziałem, że Robert jest kapitanem, a rolą kapitana powinna być przede wszystkim troska o dobro zespołu. Uważam, że miał rację w krytyce po meczu z Austrią, ale bardziej konstruktywnie i lepiej by było, gdyby mówił to w szatni, a nie w rozmowie z mediami.

Na linii Glik – Lewandowski wszystko jest OK?

Tak. Wszystko jest OK, a nawet więcej niż tylko OK. Ale nawet gdyby nie było, są to dwaj wielcy zawodowcy i obaj grają po to, by wygrywać. Grałem w jednym zespole z Michelem Platinim i Giuseppe Furino. Między nimi często iskrzyło. Furino był legendą Juve, a Platini największą gwiazdą. Obaj potrafili się jednak na boisku dogadać dla dobra zespołu.

Podoba się panu pomysł, swoją drogą Platiniego, by Euro było rozgrywane w całej Europie?

Od początku byłem raczej negatywnie nastawiony do tej idei. Mistrzostwa w jednym, maksymalnie dwóch krajach mają jednak zupełnie inny klimat, jednoczą wokół turnieju społeczeństwa. Trzy mecze grupowe i jeden w 1/8 finału zaplanowane są w Budapeszcie. Może się zdarzyć, że Węgrzy na turniej jednak nie awansują. Trudno mi sobie wyobrazić, jaka wówczas będzie atmosfera tych spotkań. Cztery zespoły, miejmy nadzieję, że nie my, będą musiały grać w Azerbejdżanie. To jest problem logistyczny nie tylko dla nas, ale także dla kibiców.

Jest możliwość, że drużyna Brzęczka będzie mieć w trakcie Euro bazę w Polsce?

Wydaje mi się, że takiej opcji nie ma. Oczywiście na koniec zrobimy spotkanie całego sztabu i będziemy podejmować decyzję, natomiast nie wydaje mi się to dobrym pomysłem, niezależnie, do której grupy trafimy. Załóżmy, że do tej, która gra w Dublinie i Bilbao. Zamiast na każdy mecz latać po dwie godziny, lepiej mieć bazę tam, gdzie rozegramy dwa spotkania – albo w Bilbao, albo w Dublinie.

Skończył się zjazd sprawozdawczy PZPN. Ostatni dla pana jako prezesa. Rozpoczął pan od stwierdzenia, że jest szczególnie poruszony...

Bo byłem. Wiem doskonale, co zastałem, przychodząc do PZPN, i co zostawiam. Całe mnóstwo otwartych programów, a gdy przychodziłem do związku, nie było niczego. Puchar Polski nie miał żadnego prestiżu, szkolenie młodzieży nie funkcjonowało. Dziś mamy dla najzdolniejszych obozy letnie, zimowe, mamy pro junior system. Mamy VAR, przepis o młodzieżowcu w ekstraklasie, dokonaliśmy mnóstwa reform, z których korzystać będą już inni. Nie było dnia, w którym bym się czuł zestresowany funkcją prezesa PZPN, bo wiedziałem, co robić i jak to robić. Natomiast oczywiście nie powiem właścicielom klubów, jak mają nimi zarządzać. Śmieszą mnie teksty, że nie czuję odpowiedzialności za stan naszych klubów. Ale jaką ja ponoszę odpowiedzialność za to, że wolą kupować pięciu marnej jakości obcokrajowców, zamiast dać szansę polskiej młodzieży i dodać do niej jednego, ale faktycznie dobrego, zawodnika z zagranicy?

Na podsumowanie pańskich dwóch kadencji przyjdzie jeszcze czas, natomiast na koniec powiększył pan ligę do 18 drużyn.

Nie ma żadnego powiększenia do 18 drużyn. Kluby same podejmą decyzję, jak chcą, by ekstraklasa wyglądała. Ja tylko zmieniłem statut PZPN, żeby w ogóle była możliwość takiego powiększenia, bo poprzedni nie przewidywał innego rozwiązania niż 16 klubów w najwyższej lidze. Nie ukrywam, że to, co jest obecnie – granie 37. kolejek – uważam za zły pomysł. To się negatywne odbija na walce o europejskie puchary. Za dużo jest tych meczów, za mało czasu, by cokolwiek zaplanować, przygotować się. Przy trzech spadkowiczach połowa zespołów będzie zagrożona, nie będzie mogła nic zaplanować, bo spadek z ekstraklasy oznacza wielkie problemy.

A ile prawdy jest w tym, że za rok będziemy do pana mówili wiceprezesie?

Na 99 procent to bzdura.

Czyli jeden procent niepewności pan nam zostawia?

W odpowiednim czasie i z dużym wyprzedzeniem zwołam konferencję i poinformuje o swojej przyszłości. Abym jednak został wiceprezesem, potrzebna by była ciągłość we władzach PZPN. Jestem przedstawicielem Polski w Komitecie Wykonawczym UEFA. Dzięki temu zorganizowaliśmy mnóstwo imprez, chyba najwięcej spośród krajów europejskich. Trochę pracy tam wykonałem. To dzięki mnie udało się zreformować Ligę Narodów, to ja przekonałem, żeby od przyszłej edycji były już normalne, 16-zespołowe, mistrzostwa Europy do lat 21, tak samo z U-17. W grudniu 2020 roku są kolejne wybory i nie mógłbym startować, jeśli nie byłbym prezesem albo wiceprezesem. Takie są zasady.

Minął tydzień od awansu na Euro 2020, emocje opadły. Gra i styl drużyny Jerzego Brzęczka napawają pana optymizmem przed turniejem?

Do mistrzostw zostało jeszcze dużo czasu. Jurek wziął ten zespół w trudnym momencie, gdy potrzebował on restrukturyzacji. Niespecjalnie chciałem po mundialu zmieniać selekcjonera, ale Adam Nawałka zadecydował inaczej. Wiedzieliśmy, że drużyna jest wypalona i że potrzebuje nowego otwarcia. Nie było to łatwe. W eliminacjach mieliśmy grupę bez drużyn z czołowej piątki europejskiej, dlatego wszyscy oczekiwali od nas łatwego awansu. I rzeczywiście, nie grając wielkiego futbolu, nadawaliśmy ton tej grupie i dwie kolejki przed końcem kwalifikacji mamy zapewniony udział w przyszłorocznych mistrzostwach. Nie oznacza to jednak, że było łatwo. Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu byliśmy w podobnej grupie, bez mocnych drużyn, zajęliśmy w niej przedostatnie miejsce i nie pojechaliśmy na mundial 2010. To było za czasów Leo Beenhakkera i też były to eliminacje po nieudanej wielkiej imprezie, dokładnie tak jak teraz. Na razie jesteśmy więc zadowoleni z samego awansu. Zostały jeszcze dwa mecze eliminacyjne, później spotkania towarzyskie. Jest czas, żeby popracować i jeszcze bardziej przykręcić śrubę. Z całą pewnością niczego nie będziemy deklarować ani obiecywać, co osiągniemy na Euro.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne