Selekcjoner powinien zrobić rachunek sumienia

Robert Lewandowski pod wodzą Jerzego Brzęczka nie zdobył jeszcze gola, a reprezentacja przegrywa. Selekcjoner powinien zrobić rachunek sumienia.

Aktualizacja: 15.10.2018 22:01 Publikacja: 15.10.2018 19:03

Selekcjoner powinien zrobić rachunek sumienia

Foto: shutterstock

W trzech ostatnich spotkaniach kapitan reprezentacji i jej najlepszy snajper w historii oddał trzy strzały. Jeden celny, jeden niecelny i jeden zablokowany. Wszystkie trzy w Bolonii, w pierwszym meczu z Włochami w debiucie nowego selekcjonera. Potem napastnik Bayernu ani razu nie znalazł się w sytuacji, by mógł spróbować uderzenia. Wraz z odejściem Adama Nawałki straciliśmy także Lewandowskiego. Pytanie czy tylko chwilowo?

Już to przerabialiśmy we wcale nie tak odległej przeszłości. Ten widok niestety znamy doskonale – kompletnie odcięty od piłek Lewandowski, osamotniony w ataku albo cofający się bardzo głęboko na własną połowę, by stamtąd próbować rozegrać piłkę. Tak wyglądała gra Lewandowskiego w reprezentacji za czasów Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika. Mecze z Portugalią i Włochami były niestety powtórką z tej smutnej historii.

Cofnięty napastnik

Argument, że wtedy Lewandowski jeszcze nie był takim napastnikiem jak dziś, jest kuszący, jest w nim sporo prawdy, ale koniec końców nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Zawodnik wyjechał do Borussii Dortmund w 2010 r. i w pierwszym sezonie występował głównie jako cofnięty napastnik. Zdobył jednak osiem goli, miał trzy asysty, a BVB prowadzona przez Juergena Kloppa sięgnęła po mistrzostwo Niemiec.

W kolejnym sezonie – bezpośrednio poprzedzającym Euro 2012 – Lewandowski był już wysuniętym napastnikiem, na gole którego pracowała cała drużyna i niekwestionowaną gwiazdą Borussii. W Bundeslidze zdobył 22 bramki, siedem dorzucił w Pucharze Niemiec, a w meczu finałowym przeciwko Bayernowi (5:2) zaliczył hat tricka. Już wtedy był wielkim napastnikiem, chociaż chyba niewielu przewidywało, że dopiero się rozpędza.

Coraz większy lament

Formy strzeleckiej z Niemiec Lewandowski jednak nie potrafił przenieść na reprezentację. Smuda był pierwszym z trenerów, który uznawał, że sama obecność gwiazdora Bundesligi w reprezentacyjnej jedenastce jest gwarancją bramek. Szczególnie początek ich współpracy w kadrze wyglądał źle – w pierwszych 14 spotkaniach pod wodzą Smudy Lewandowski pokonał tylko bramkarzy Singapuru (dwukrotnie, w tym raz z karnego; mecz rozgrywano w Tajlandii na nikomu niepotrzebnym turnieju towarzyskim), Bułgarii oraz Australii w meczu przegranym 1:2. To wtedy zaczęły się wpisy w internecie – w Niemczech za euro to strzela, a dla reprezentacji nie.

Po Smudzie i katastrofie na Euro 2012 (jeden gol Lewandowskiego, brak awansu z grupy) przyszedł Waldemar Fornalik, a lament: „Dlaczego trio z Dortmundu nie gra tak dobrze w kadrze?", przybrał jeszcze na sile.

Lewandowski razem z kolegami klubowymi Jakubem Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem na koniec sezonu 2012/2013 grał w finale Ligi Mistrzów, a po drodze zdobył cztery gole przeciwko Realowi Madryt i strzelił 24 bramki w Bundeslidze. To wtedy stał się napastnikiem światowego formatu. W kolejnym sezonie dorzucił 20 bramek w lidze i pierwszy raz został królem strzelców Bundesligi.

Frustracja

Ale w kadrze jego statystyki były zawstydzające. W 13 spotkaniach, które rozegrał u Fornalika (dziewięć eliminacyjnych), supersnajper Borussii zdobył mniej goli niż w tym jednym, niesamowitym meczu z Realem. Lewandowski dwa razy skutecznie wykonał rzuty karne w meczu z San Marino, a pół roku później jego trafienie zapewniło biało-czerwonym remis z Czarnogórą. I to wszystko.

To z tamtych czasów zapamiętaliśmy momenty, gdy sfrustrowany Lewandowski pojawiał się na 30. metrze przed własną bramką, by chociaż dotknąć piłki. To wtedy miotał się, schodził na skrzydło, wydawał się być wszędzie i nigdzie, by za chwilę obrazić się na cały świat, a mecz toczył się kompletnie bez jego udziału. Tej frustracji jednak nie ma się co dziwić.

Zanim kadrę objął Nawałka, Lewandowski wystąpił w 58 meczach reprezentacji, w których zdobył 18 bramek – cztery z tych goli padły w meczach z San Marino, dwa z Singapurem, a po jednym dołożył z Andorą i Białorusią – nie awansował na mistrzostwa świata w 2010 r. ani cztery lata później, a Euro 2012 reprezentacja Polski zawaliła.

Gdy Nawałka zostawał selekcjonerem, nie bał się odważnych deklaracji. Mówił, że ma pomysł na Lewandowskiego. Pierwszą zagraniczną podróż odbył do Dortmundu, gdzie spotkał się całą trójką kadrowiczów, ale to z Lewandowskim rozmawiał najdłużej. Przypadli sobie do gustu, a napastnik odwiózł selekcjonera na lotnisko, dzięki czemu mogli porozmawiać dłużej.

Początek eliminacji Euro 2016 zbiegł się w czasie z transferem Lewandowskiego do Monachium. Selekcjoner publicznie deklarował, że on i jego sztab analizują mecze BVB i Bayernu, patrzą, jakie piłki lubi dostawać Lewandowski, gdzie jest najskuteczniejszy, jak mu najkorzystniej dogrywać. A następnie wszystko to postanowił przenieść na kadrę.

W 40 meczach pod wodzą Nawałki Lewandowski zdobył 37 goli i awansował na pierwsze miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników reprezentacji, wyprzedzając Włodzimierza Lubańskiego. Zaliczył pięć hat tricków, był królem strzelców eliminacji Euro, a później MŚ. Nawałka poczynania całej drużyny podporządkował Lewandowskiemu, aby dodatkowo docenić napastnika Bayernu, powierzył mu opaskę kapitańską i konsultował z nim większość decyzji.

Drużyna Nawałki i Lewandowskiego narodziła się, gdy selekcjoner ustawił ją w systemie 4-4-2 i tym samym kapitan przestał być osamotniony w ataku, tylko dostał wsparcie. Oczywiście były momenty, gdy się cofał, ale tylko przy ataku pozycyjnym i robił to wyłącznie, by następnie podłączyć się do akcji. Nawałka zakazał mu wycieczek po piłkę i prób rozgrywania, bo napastnik Bayernu miał odpowiednio gospodarować siłami. Potrzebował ich nie tylko przy wykończeniu, ale także w fazie defensywnej – bo kapitan nie był pozbawiony tych obowiązków. To Lewandowski był pierwszą instancją obronną. Po stracie piłki miał w ciągu trzech sekund ze wszystkich sił rozpoczynać pressing (biec do dziesięciu metrów za rywalem, później przejmowali przeciwnika pomocnicy).

Oby to nie trwało długo

Dobrego trenera od gorszego odróżnia (między innymi) właśnie to, jak potrafi korzystać z najlepszego zawodnika. Jerzy Brzęczek musi zrobić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to nie on jest w dużej mierze odpowiedzialny za to, że Lewandowski oddał zaledwie trzy strzały w trzech meczach pod jego wodzą i głównie miotał się między pozycjami. Nawałka też potrzebował czasu – dopiero w swoim piątym meczu w roli selekcjonera posłał kapitanowi do pomocy Milika.

Wydawało się, że sfrustrowanego Lewandowskiego, jak u Fornalika czy Smudy, już nie zobaczymy. Myliliśmy się, musimy to przeżywać jeszcze raz. Oby nie trwało to długo. ©?

W trzech ostatnich spotkaniach kapitan reprezentacji i jej najlepszy snajper w historii oddał trzy strzały. Jeden celny, jeden niecelny i jeden zablokowany. Wszystkie trzy w Bolonii, w pierwszym meczu z Włochami w debiucie nowego selekcjonera. Potem napastnik Bayernu ani razu nie znalazł się w sytuacji, by mógł spróbować uderzenia. Wraz z odejściem Adama Nawałki straciliśmy także Lewandowskiego. Pytanie czy tylko chwilowo?

Już to przerabialiśmy we wcale nie tak odległej przeszłości. Ten widok niestety znamy doskonale – kompletnie odcięty od piłek Lewandowski, osamotniony w ataku albo cofający się bardzo głęboko na własną połowę, by stamtąd próbować rozegrać piłkę. Tak wyglądała gra Lewandowskiego w reprezentacji za czasów Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika. Mecze z Portugalią i Włochami były niestety powtórką z tej smutnej historii.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Euro 2024. Jak Luciano Spalletti odbudowuje reprezentację Włoch
Piłka nożna
Nowy termin sprzedaży biletów na mecze Polski na Euro 2024. Jest komunikat PZPN
Gruzja
Rząd zdecydował o odznaczeniu piłkarzy za awans na Euro 2024
Piłka nożna
Polska na Euro 2024. Jak kupić bilety na jej mecze? Uwaga na jeden warunek
Piłka nożna
Euro 2024. Ile dostaną Polacy za awans? Zarobi nawet Fernando Santos