Wielka kłótnia na stulecie Legii

Większościowy właściciel Dariusz Mioduski odsuwa się od działalności w klubie. Nie będzie nawet chodził na mecze.

Aktualizacja: 07.02.2017 10:12 Publikacja: 06.02.2017 23:01

Dariusz Mioduski i Bogusław Leśnodorski

Dariusz Mioduski i Bogusław Leśnodorski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Przypominamy tekst z października 2016 roku

Swoją rolę w klubie Dariusz Mioduski zamierza ograniczyć do niezbędnego minimum wymaganego przez prawo. Twierdzi, że ma uzasadnione obawy o bezpieczeństwo własne i rodziny, że zaczął otrzymywać pogróżki od chuliganów związanych z klubem, którego jest właścicielem.

Decyzja Mioduskiego o usunięciu się w cień i sprowadzenie swojej roli wyłącznie do minimum administracyjno-prawnego oznacza, że klub tak naprawdę pozostanie w rękach dwóch właścicieli mniejszościowych – Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzela. Przynajmniej na razie.

Mioduski postanowił zniknąć z życia publicznego, przestanie udzielać wypowiedzi mediom, być może nawet wycofa się z członkostwa w Europejskim Stowarzyszeniu Klubów (ECA). Jednocześnie jednak nie rezygnuje z wykupienia Legii od Wandzela i Leśnodorskiego (ma 60 procent udziałów, a oni po 20). Ma świadomość, iż spór prawny potrwa długo i być może decyduje się tę bitwę przegrać, by wygrać wojnę.

Za drogo

29 września Mioduski próbował wręczyć wniosek o odwołanie zarządu Legii Warszawa (Leśnodorski oraz Jakub Szumielewicz) Wandzlowi, ale ten po przeczytaniu treści odmówił przyjęcia pisma. Zostało ono zatem wysłane pocztą. Brak zgody na zmianę zarządu – ta informacja pojawiła się już w mediach – oznacza, że Mioduski może rozpocząć procedurę wykupu udziałów wspólników. Kwota jest regulowana zapisem w umowie – jest pochodną przychodów Legii z ostatnich 12 miesięcy (co jest informacją nową). Ponieważ mistrz Polski awansował w tym sezonie do Champions League, skutkowało to olbrzymim bonusem od UEFA  – około 63 milionów złotych premii. Odkupienie udziałów w tym sezonie byłoby więc wyjątkowo drogie.

Sytuację pogarsza pat na szczycie. W tym samym dniu, w którym Mioduski chciał odwołać zarząd klubu, Leśnodorski zrezygnował z zasiadania w zarządzie Legia Holding (spółki będącej właścicielem klubu, to zarząd tej spółki składający się z Leśnodorskiego, Wandzela i Mioduskiego odwołuje i powołuje prezesa oraz zarząd). Tym samym ciało, które może podjąć decyzję o zmianie szefostwa klubu, jest sparaliżowane.

Wyjście z holdingu było sprytnym ruchem Leśnodorskiego. W tej chwili impas prawny powoduje, że nie ma kto zająć się wnioskiem Mioduskiego o odwołanie zarządu Legii – zarządu, co do którego, jak zaznacza w oświadczeniu wysłanym do „Rzeczpospolitej", nie ma już zaufania.

Spór prawny może trwać miesiącami. Szczególnie, że cała trójka dżentelmenów to prawnicy, mający w swych kancelariach tęgich specjalistów. Sam Wandzel jest ekspertem od wrogich przejęć – doradzał m.in. mniejszościowym udziałowcom, jak przejąć Vistulę i Wólczankę od właściciela Wojciecha Kruka. Wcześniej próbował wrogiego przejęcia w Polfie Kutno.

100 milionów złotych

Leśnodorski jednak twierdzi, że jego wyjście z holdingu nie było podyktowane chęcią doprowadzenia do pata we władzach klubu. – Nie wyszedłem z zarządu Legia Holding, aby sparaliżować to ciało. Wkrótce powołam swojego przedstawiciela i w ciągu dwóch miesięcy dojdzie do głosowania nad wnioskiem o zmianę zarządu Legii – mówi „Rzeczpospolitej". Z otoczenia prezesa padają sugestie, iż obaj mniejszościowi wspólnicy są otwarci na negocjacje dotyczące sprzedaży udziałów Mioduskiemu.

Łatwo zgadnąć dlaczego: teraz te udziały są najdroższe w historii. Jeśli Leśnodorski z Wandzlem wiedzą, że z punktu widzenia prawa nie mają szans w wojnie z Mioduskim, to oczywiste jest, że chcą pozbyć się udziałów jak najszybciej. Mioduskiemu z kolei ta transakcja teraz się nie opłaca. Mamy więc do czynienia z paradoksalną sytuacją, w której na czas sporu Mioduski nie tylko wycofa się z życia klubu, ale i z całych sił będzie trzymał kciuki za niepowodzenia Legii. Kolejny awans do Ligi Mistrzów oznaczałby bowiem, że udziały wspólników wciąż byłyby dla niego za drogie. Sytuację oczywiście zmieniłoby znalezienie inwestora, ale prawdopodobnie i taka opcja nie byłaby prosta. W tej chwili wykup udziałów Leśnodorskiego i Wandzla kosztowałby ok. 100 milionów złotych, chociaż obaj sugerują, że są gotowi do negocjacji.

Swój chłop

Mioduski bojący się o zdrowie i bezpieczeństwo ludzi mu bliskich, oddając klub de facto w samodzielne zarządzanie rywalom, może jednak swoją sytuację tylko pogorszyć, przynajmniej do momentu wyjścia z prawniczego impasu. Kibice Legii opowiadają się bowiem raczej za Leśnodorskim (co można wyczytać na forach internetowych). Dla nich „Leśny" jest „swoim chłopem", który lubi race i głośny doping, angażuje się w działalność klubu i prowadzi go do kolejnych sukcesów. Mioduski jest człowiekiem z innej bajki. Nie z bajki kibiców zasiadających na Żylecie.

Scenariusz, że Leśnodorski z Wandzlem prowadzą klub do kolejnych sukcesów sportowych, jednocześnie przeciągając spór prawny i budując koalicję z kibicami, jest całkiem realny.

Wycofanie się Mioduskiego stawia pod znakiem zapytania najważniejszy projekt, o którym mówiono w Legii – budowę akademii piłkarskiej. Szkoła z internatem w Grodzisku Mazowieckim, kilkoma boiskami, nauczycielami i trenerami, była (jest?) oczkiem w głowie Mioduskiego. Jeszcze w minionym tygodniu spotkał się on z jednym z polskich biznesmenów mieszkających w USA, by omówić szczegóły wysyłania na stypendia na amerykańskie uniwersytety tych wychowanków Legii, którym nie powiodłoby się w futbolu.

Troska o akademię

Współwłaściciele Legii tak podzielili się kompetencjami, że Leśnodorski odpowiedzialny był za codzienne zarządzanie oraz sprawy sportowe (do tego stopnia, że w pewnym momencie poważnie myślał nad tym, by zrobić kurs trenerski i przejąć drużynę, o czym opowiadał w podcaście HattrickPL), Wandzel zajmował się reprezentowaniem klubu na arenie polskiej (PZPN oraz Ekstraklasa SA), natomiast Mioduski wziął na siebie sprawy europejskie (stąd jego działalność w ECA) oraz doprowadzenie do powstania akademii.

Koszt akademii to około 45–50 milionów złotych. Na stronie internetowej Ministerstwa Sportu i Turystyki można znaleźć informację, że Legia (a tak naprawdę osobna spółka – Akademia Piłkarska Legii) może być niemal pewna przyznania dotacji w wysokości 15 milionów złotych. 25 milionów miało pochodzić od inwestora, którego do współpracy namówił Mioduski.

Mroźna zima

Otoczenie Leśnodorskiego twierdzi, że projekt akademii wraz z wycofaniem się wspólnika nie upadnie. Będzie realizowany, choć niekoniecznie zgodnie z wizją Mioduskiego. Druga strona barykady powtarza, że będzie to projekt tańszy, ale niekoniecznie gorszy.

W oświadczeniu można przeczytać, że Mioduski stracił zaufanie do zarządu przede wszystkim przez inną ocenę zarządzania budżetem oraz klubem. Odnosi się także do kilku wypowiedzi Leśnodorskiego, który nie szczędził wspólnikowi razów na łamach mediów (powiedział m.in. że Mioduski nie włożył do klubu nawet złotówki). Tymczasem większościowy właściciel twierdzi, iż kilkakrotnie proponował dokapitalizowanie spółki z własnych pieniędzy trzech wspólników, ale za każdym razem napotykał opór zarówno Wandzla, jak i Leśnodorskiego.

Leśnodorski zarzucił także Mioduskiemu brak zaangażowania w sprawy klubu, tymczasem były współpracownik Jana Kulczyka twierdzi, że przygotował szczegółowy dokument dotyczący rozwoju Legii, który przedłożył zarządowi 10 lipca 2015 roku (urodziny Leśnodorskiego). Zarząd nigdy się nad tym dokumentem nie pochylił.

Kibiców Legii czeka mroźna zima. Chyba że panowie usiądą przy jednym stole i znajdą wyjście z tej patowej sytuacji. Szkoda, że upragniony awans do Ligi Mistrzów na stulecie klubu przerodził się w tak przykry spektakl.

Oświadczenie

W związku z pojawiającymi się w mediach nieprawdziwymi informacjami na temat mojej działalności jako większościowego właściciela Legii Warszawa, poniżej przedstawiam fakty prostujące najbardziej istotne upubliczniane informacje.

1. Potwierdzam, że 29 września 2016 roku, zgodnie ze swoimi uprawnieniami, złożyłem oficjalny wniosek o odwołanie zarządu spółki Legia Warszawa. Wniosek wręczyłem osobiście członkowi zarządu spółki, Maciejowi Wandzlowi, który po zapoznaniu się z jego treścią odmówił pokwitowania przyjęcia, w związku z czym dokument został dodatkowo wysłany drogą pocztową.

2. Jest kilka istotnych powodów utraty przeze mnie zaufania do zarządu Legii Warszawa, ale fundamentalnym jest ocena sposobu zarządzania klubem oraz jego budżetem.

3. Potwierdzam, że mój głos jest wymagany do podjęcia każdej decyzji zarządu Legii Holding. Dwóch moich wspólników nie może podjąć wspólnie żadnej decyzji zarządu beze mnie.

4. Nie jest prawdą, że jako wspólnik nie chciałem dokapitalizować spółki będącej właścicielem Legii Warszawa. Wielokrotnie proponowałem podwyższenie kapitału z naszych własnych prywatnych środków i domagałem się podjęcia stosownych zobowiązań, gdyby takie dokapitalizowanie było potrzebne. Nigdy nie było chęci ze strony moich wspólników do podjęcia takich zobowiązań.

5. Nie jest prawdą, że nie proponowałem konkretnej strategii rozwoju i funkcjonowania sportowego Legii Warszawa. Przygotowałem, wraz z zespołem ludzi z klubu, konkretny, szczegółowy dokument, który został przedłożony zarządowi 10 lipca 2015 roku i który nigdy nie został przez Zarząd przyjęty lub wdrożony.

6. Nie jest prawdą, że inicjowałem decyzje dotyczące zmian trenerów w klubie. Zawsze akceptowałem jedynie rekomendacje zarządu w tym zakresie i byłem jednym z ostatnich ogniw tego procesu.

7. Absolutnie nie jest prawdą, że jestem przeciwnikiem kibiców i dialogu oraz współpracy z nimi. Kibiców Legii uważam za jedną z kluczowych wartości tego klubu i zawsze to podkreślałem. Mój zdecydowany sprzeciw wywołuje za to tolerowanie, a nawet wspieranie osób, które w sposób świadomy działają na szkodę tego klubu i pod sztandarem Legii postępują niegodnie, wbrew wartościom klubu o 100-letniej tradycji. Dla takich osób nie powinno być miejsca nie tylko na stadionie, ale także w całej legijnej społeczności.

8. Zgodnie z ustalonym ze wspólnikami podziałem kompetencji bezpośrednio i operacyjnie odpowiadałem za przygotowanie budowy ośrodka szkoleniowego i akademii. Od podstaw przygotowałem projekt i doprowadziłem do możliwości jego sfinansowania. Duża część umów została już podpisana, pozostałe umowy są przygotowane do podpisania w ciągu najbliższych kilku tygodni, a rozpoczęcie budowy zaplanowano na wiosnę 2017 roku.

9. Działając w organizacjach europejskich jako pierwszy Polak zostałem wybrany do zarządu European Club Association, jednej z najważniejszych organizacji piłkarskich, zrzeszającej ponad 200 największych klubów europejskich. W ramach tej organizacji biorę udział m.in. w kształtowaniu zasad dotyczących rozgrywek europejskich (Liga Mistrzów oraz Liga Europy).

10. Nie jest prawdą, że inspirowałem medialne działania przedstawiające konflikt właścicielski. Nie mam wątpliwości, że działania te i ich skutki zostały starannie zaplanowane i zrealizowane, ale nie ja byłem ich inicjatorem. To oświadczenie jest pierwszym stanowiskiem upublicznionym z mojej inicjatywy, do którego wystosowania poczułem się zmuszony nieprawdziwymi wypowiedziami moich wspólników.

W toczącym się sporze, dalsze rozmowy pomiędzy wspólnikami powinny odbywać się w gabinetach. Mam jednak świadomość, że wykorzystywane są wszelkie dostępne możliwości, sprawiające, że dochodzenie moich praw będzie procesem długotrwałym. W związku ze skomplikowaną sytuacją prawną, moja kontrola nad bieżącą działalnością klubu w tym okresie będzie w praktyce niemożliwa. Dlatego, nie mając zaufania do zarządu, w pełni odsuwam się od bieżącej działalności klubu i rezygnuje z prowadzenia nadzorowanych przez mnie projektów. Będę jedynie wykonywał te czynności, które są wymagane ode mnie prawnie lub umownie.

Dodatkowo informuję, że nie będę w najbliższym czasie udzielał mediom żadnych dodatkowych informacji ani komentarzy. Mam obawy, że mogłoby to oznaczać zagrożenie dla bezpieczeństwa mojego oraz mojej rodziny.

Dariusz Mioduski

Warszawa, 9 października 2016 r.

Przypominamy tekst z października 2016 roku

Swoją rolę w klubie Dariusz Mioduski zamierza ograniczyć do niezbędnego minimum wymaganego przez prawo. Twierdzi, że ma uzasadnione obawy o bezpieczeństwo własne i rodziny, że zaczął otrzymywać pogróżki od chuliganów związanych z klubem, którego jest właścicielem.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową