Bartosz Bereszyński: Nie rzucam słów na wiatr

O ambicjach Sampdorii, zastąpieniu Łukasza Piszczka i wielkim skoku, który wciąż przed nim mówi "Rzeczpospolitej" Bartosz Bereszyński

Publikacja: 09.10.2018 19:03

Bartosz Bereszyński, 26 lat, od 2017 roku obrońca Sampdorii Genua. W reprezentacji Polski rozegrał 1

Bartosz Bereszyński, 26 lat, od 2017 roku obrońca Sampdorii Genua. W reprezentacji Polski rozegrał 12 meczów – trzy na mundialu w Rosji A

Foto: AFP, Adrian Dennis Adrian Dennis

"Rzeczpospolita": Gra pan na co dzień we włoskiej Serie A, w Sampdorii Genua. Mecz z Włochami był dla pana szczególny?

Bartosz Bereszyński: Przede wszystkim dlatego, że musiałem wejść w buty Łukasza Piszczka. Wszyscy doskonale wiedzą, jak ważna to była postać dla tej reprezentacji i jak trudno go zastąpić. Mówiłem otwarcie, że jestem gotowy, ale spotkanie z Włochami to był pierwszy poważny sprawdzian. Chciałem wypaść jak najlepiej, pokazać, że nie rzucam słów na wiatr. I poradziłem sobie, co dobrze wpłynęło i na moją pozycję w hierarchii, i na moją psychikę.

Tak samo jak wyłączenie z gry Lorenzo Insigne.

Dla mnie to był drugi mecz przeciwko Insigne w odstępie kilku dni. To bardzo nieprzyjemny, ruchliwy, dobrze dryblujący napastnik. Cztery dni wcześniej graliśmy z Sampdorią przeciwko Napoli i Insigne w przerwie został zmieniony. Wszyscy mnie chwalili za ten mecz. Powiedziałem sobie wtedy, że muszę to powtórzyć w Bolonii, pokazać, że to nie był przypadek. I udało się – na kadrze w 70. minucie w jego miejsce pojawił się Enrico Chiesa.

Sam pan wywołał Piszczka do tablicy. Brakuje go?

Łukasz był bardzo ważną postacią w drużynie. Nie mówił może zbyt dużo, nie angażował się w życie zespołu, ale czasem wystarczy sama obecność na boisku. Wystarczy świadomość, iż dany zawodnik jest na murawie, a twoja pewność siebie rośnie i czujesz się mocniejszy. Tak samo jest w przypadku Kamila Glika. Z nim u boku człowiek gra od razu o kilka procent lepiej.

Denerwują pana te porównania do Piszczka?

Nie, to miłe, że eksperci i kibice porównują mnie do tak znakomitego zawodnika. Oczywiście już od wielu lat pracuję na własne nazwisko, ale zestawianie mnie z Piszczkiem to wyróżnienie. To zresztą naturalne skojarzenie – obaj zaczynaliśmy jako napastnicy, zostaliśmy przestawieni do linii obrony, co okazało się zbawienne i dla niego, i dla mnie.

Piszczek trafił do Dortmundu w wieku 25 lat i wykonał niesamowity postęp, wkrótce stał się jednym z czołowych prawych obrońców świata. Pan jest dziś rok starszy. Myśli pan, że i przed Bereszyńskim tak wielki skok?

Zdecydowanie. Wiem, że wciąż jeszcze jestem przed swoim największym skokiem. Już od jakiegoś czasu jestem na fali wznoszącej, gram coraz lepiej, staję się coraz ważniejszą postacią w kadrze. Łukasz trafił do Borussii, która grała w Lidze Mistrzów i walczyła o mistrzostwo Niemiec. W takich zespołach gra się inaczej niż w Sampdorii, gdzie sukcesem jest już walka o piąte, szóste miejsce w tabeli. Moim kolejnym krokiem będzie transfer do jeszcze większego klubu, walczącego o trofea. Wiadomo, że Sampdoria jest wspaniałym miejscem do rozwoju i nauki, ale nawet nasi szefowie nie ukrywają, że to zespół żyjący z promowania i sprzedawania zawodników. To nie jest klub docelowy. Podpisałem dobry, nowy kontrakt, na pięć lat, ale z takim nastawieniem obu stron, że zagram dobry sezon, może dwa, i pójdę wyżej.

Ma pan jakieś preferencje?

Najbardziej rozpoznawalny jestem na włoskim rynku, tu sobie wyrobiłem markę i pewnie najłatwiej byłoby mi tutaj znaleźć sobie nowy klub. Znam tę ligę, znam te drużyny i wiem, że poradziłbym sobie w każdym czołowym włoskiem klubie. Ale też nigdy nie ukrywałem, że moim marzeniem jest gra w Premier League.

Wraca pan czasem myślami do mundialu?

Tak. I staram się myśleć wyłącznie pozytywnie. Odrzucam naszą postawę, nasze wyniki, myślę o tym, że pojechałem na największą piłkarską imprezę, że spełniłem swoje marzenie, że mogłem wysłuchać polskiego hymnu na mundialu.

Dziwnie się patrzy na liczbę zarzutów wobec Nawałki. Nagle to on jest tym złym.

Nie przesadzając, Adam Nawałka zastał polską piłkę drewnianą, zostawił murowaną. To nie jest fair, że winą za nieudany mundial obciąża się tylko osobę, której już w kadrze nie ma i nie może się bronić. Każdy popełnia błędy, każdy jest tylko człowiekiem. Trener Nawałka wie, co zrobił źle, i na pewno wyciągnął wnioski. Natomiast ja jestem wdzięczny trenerowi Nawałce, że zbudował mnie w tej reprezentacji, przez wiele miesięcy przygotowywał do roli następcy Łukasza Piszczka. Bardzo mu dziękuję za tę współpracę.

Jakie stawiacie sobie cele przed Ligą Narodów?

Chcemy zdobyć sześć punktów w dwóch najbliższych meczach. Tak byłoby idealnie. Portugalia i Włochy to bardzo mocni rywale i każde punkty z takimi drużynami należy szanować, ale celem są oczywiście dwa zwycięstwa.

W tym sezonie Sampdoria gra w końcu o coś więcej niż tylko bezpieczne miejsce w środku tabeli.

Mamy nowego dyrektora sportowego Waltera Sabatiniego, który ostatnio nie spędza z nami zbyt dużo czasu, bo leczy się w klinice w Rzymie, i gdy po mistrzostwach świata dołączyliśmy do drużyny, wziął nas na spotkanie i powiedział, że celem jest 70 punktów i miejsce w pucharach. Podchodziliśmy z dystansem do tych deklaracji. Szczególnie że latem odeszło kilku piłkarzy, pojawiło się kilku nowych, nie mieliśmy pojęcia, jak to zadziała. Ale trener Marco Giampaolo znów pokazał, że potrafi pracować z zawodnikami. Dziś wygląda, jakbyśmy od lat grali w tym składzie. Najlepszym dowodem jest to, że straciliśmy tylko cztery gole i na tę chwilę mamy najlepszą defensywę we Włoszech. W końcu też wygrywamy mecze z drużynami teoretycznie słabszymi, spotkania, w których jesteśmy faworytem. To było naszą największą bolączką ostatnimi czasy.

Wierzy pan, że te puchary będą realne?

Tak. Myślę, że z zespołami pokroju Lazio, Fiorentiny albo Atalanty jesteśmy w stanie nawiązać walkę. Drużyny typu Inter, Roma, Napoli są poziom wyżej od nas. Oczywiście możemy im rzucać wyzwanie, ale w ostatecznym rozrachunku są silniejsze.

A tytuł i tak zdobędzie Juventus...

Latem byłem przekonany, że walka o mistrzostwo będzie bardzo wyrównana. Przyjście Cristiano Ronaldo wzbudziło we Włoszech niesamowicie dużo emocji. Pozostałe kluby postanowiły dorównać do poziomu Juve i też kupowały piłkarzy. Inter zrobił niesamowite transfery za duże pieniądze, Milan też się wzmocnił. Tymczasem znów liga jest zdominowana przez Juve. Patrząc na to, jak oni grają, jak kontrolują mecze, jak się prezentują w Lidze Mistrzów... naprawdę trudno się spodziewać, by ktoś Juve zdetronizował. W zeszłym sezonie najlepszy futbol prezentowało Napoli. I co z tego, skoro i tak na koniec tytuł zdobył Juventus.

W Sampdorii wciąż nie może się pan zbytnio wyszaleć w ofensywie?

Takie ustawienie preferuje trener. Bardzo mocno zagęszczamy środek, praktycznie nie gramy skrzydłami, a ja jestem odpowiedzialny przede wszystkim za defensywę. W pierwszym półroczu próbowałem z tym walczyć, zapędzałem się do przodu, ale później natychmiast trafiałem na ławkę. Teraz robię to, czego się ode mnie wymaga. Jasne, że chciałbym bardziej się udzielać w ofensywie, posyłać dośrodkowania spod linii końcowej. Ale jestem zadowolony z tego, jak się prezentuję w obronie. Jak czuję się w pojedynkach z napastnikami rywali, jakie statystyki notuję.

Narzeka pan na swój mały udział w ataku drużyny, jednak asystę przy trafieniu Fabio Quagliarelli w meczu z Napoli, które będzie kandydowało do miana trafienia sezonu, pan zaliczył.

Śmiałem się później, że gdybym nie dał mu tak złej wrzutki, to nie strzeliłby tak pięknej bramki. Bo podałem mu piłkę za plecy, i tylko tak ekwilibrystycznie, piętą, mógł tę piłkę sięgnąć. Ta bramka może faktycznie kandydować do miana gola sezonu, nie tylko we Włoszech. Mam nadzieję, że z tego klipu nie wytną dośrodkowania...

"Rzeczpospolita": Gra pan na co dzień we włoskiej Serie A, w Sampdorii Genua. Mecz z Włochami był dla pana szczególny?

Bartosz Bereszyński: Przede wszystkim dlatego, że musiałem wejść w buty Łukasza Piszczka. Wszyscy doskonale wiedzą, jak ważna to była postać dla tej reprezentacji i jak trudno go zastąpić. Mówiłem otwarcie, że jestem gotowy, ale spotkanie z Włochami to był pierwszy poważny sprawdzian. Chciałem wypaść jak najlepiej, pokazać, że nie rzucam słów na wiatr. I poradziłem sobie, co dobrze wpłynęło i na moją pozycję w hierarchii, i na moją psychikę.

Pozostało 92% artykułu
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne