„Rzeczpospolita": Właśnie dowiedzieliśmy się, że przeciwnikami Lecha w grupie Ligi Europy będą: Benfica Lizbona, Standard Liege i Rangers Glasgow. To dobre losowanie?
Zbigniew Boniek: Tak uważam. Lech powinien wyjść z grupy. Standard Liege nie jest lepszy od Charleroi, które poznaniacy wyeliminowali, Szkoci też są do ogrania. Benfica to wielka firma, ale można z nią powalczyć. Lech zrobił na mnie dobre wrażenie. Tam każdy umie grać w piłkę, a wszyscy wychodzą na boisko z jednym celem: żeby wygrać.
I wiedzą jak to zrobić. W przeciwieństwie do Legii.
Lech gra nowocześnie, wysokim pressingiem, choć ryzykownie. Musi przede wszystkim poprawić grę w obronie. Gdyby Lech miał na środku obrony Franco Baresiego i Sandro Costacurtę, wyszedłby z grupy na pierwszym miejscu. Na jego przykładzie dobrze widać, że nie ma dziś w zmieniającej się piłce takiej funkcji jak defensywny pomocnik. Jest formalnie, ale od niego wymaga się więcej. Mieliśmy w reprezentacji z mundialu w Hiszpanii Waldka Matysika. Mogę powiedzieć, że mojego podopiecznego. On fantastycznie pracował w obronie. Do tego stopnia, że w przerwie meczu o trzecie miejsce z Francją wycieńczony zszedł z boiska, bo już nic nie widział, a prosto z lotniska na Okęciu odwieziono go do szpitala.
Odwiedzałem go tam i rozmawiałem z lekarzami. Jego kariera wisiała na włosku, chociaż miał wtedy zaledwie 21 lat.