Liverpool zaczął sezon jak na najlepszą drużynę Europy przystało. Wygrał wszystkie pięć meczów w Premier League, zdobył w Stambule Superpuchar Europy i najchętniej wróciłby tam w maju – na finał Ligi Mistrzów.
Dla zespołu z Anfield to wciąż miejsce magiczne. Wygrana z Milanem w 2005 roku po odrobieniu trzybramkowej straty i tańcach Jerzego Dudka w serii rzutów karnych, przeszła do legendy, a wielu piłkarzom tamtej ekipy zapewniła nieśmiertelność. Ale zawodnicy Jürgena Kloppa chcą pisać własną historię. Zaczną to robić już we wtorek – na gorącym terenie w Neapolu.
Przed rokiem to właśnie Napoli o mało nie stanęło im na drodze do szczęścia. Gdyby w doliczonym czasie meczu na Anfield Arkadiusz Milik trafił do bramki, a nie wprost w Alissona, Liverpool odpadłby już po fazie grupowej.
Polak od początku sezonu leczy kontuzję. Nie przyjechał na zgrupowanie reprezentacji. W czwartek po raz pierwszy trenował z kolegami, ale w kadrze na sobotnie spotkanie z Sampdorią jeszcze się nie znalazł. Do dyspozycji Carlo Ancelottiego będzie prawdopodobnie dopiero w najbliższy weekend.
Pogba jak Lewandowski
Obrona tytułu w Champions League udała się dotąd tylko jednej drużynie – Realowi Zinedine'a Zidane'a. Po trzecim zdobytym trofeum Francuz powiedział dość i zrobił sobie wolne, ale wezwany na ratunek przez Florentino Pereza odmówić nie potrafił. Choćby ten fakt powinien stawiać Królewskich w gronie faworytów rozgrywek.