Jerzy Brzęczek: Lubimy być ze sobą

Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski Jerzy Brzęczek o ostatnich meczach w Lidze Narodów i odkryciu, jakim jest dla niego Kamil Jóźwiak

Aktualizacja: 10.09.2020 09:11 Publikacja: 09.09.2020 19:07

Jerzy Brzęczek

Jerzy Brzęczek

Foto: PAP

Rzeczpospolita: Dostało się panu za stwierdzenie, że jest pan zadowolony z meczu z Holandią. Przegraliśmy 0:1, w kiepskim stylu.

Bronię się przed użyciem słowa manipulacja. Wolę stwierdzenie, że nie cytowano mojej wypowiedzi precyzyjnie i w całości. Powtórzę więc, że jestem zadowolony z gry defensywnej, przesuwania się zawodników, dzięki czemu, mimo że Holendrzy mieli przewagę, nie stworzyli wielu klarownych okazji. Inaczej mówiąc, organizacja gry w obronie była dobra. Bośniacy mieli więcej sytuacji podbramkowych niż Holendrzy. Natomiast nie jestem zadowolony z tego, że nie potrafiliśmy wyjść z piłką i przeprowadzić skutecznej kontry. Było takich sytuacji zdecydowanie za mało. Oczekiwaliśmy więcej.

Nie wiem, czy mogło być więcej. Polacy utrzymują się przy piłce, kiedy podają ją na swojej połowie, do tyłu i bez przeciwnika na plecach. W porównaniu z Holendrami jesteśmy na dużo niższym poziomie wyszkolenia technicznego.

Holendrzy należą dziś do czołówki światowej. Mają generację bardzo zdolnych piłkarzy. Są poirytowani faktem, że zabrakło ich na mistrzostwach Europy we Francji i na mundialu w Rosji. Od pół wieku są dobrzy, a nam nie udało się wygrać na ich boisku nawet w czasach Kazimierza Górskiego. Nie pokonaliśmy ich od czterdziestu lat. Nie szukam wymówek, tylko mówię, jak jest. Pewnie, że między nimi a nami jest widoczna różnica w wyszkoleniu technicznym. Moglibyśmy jednak z nimi rywalizować pod warunkiem, że mecz odbywałby się w pełni sezonu.

Ale Holendrzy też mieli problemy takie same jak cała Europa.

Mają więcej wartościowych piłkarzy. My spotkaliśmy się pierwszy raz od dziesięciu miesięcy. Zawodnicy znajdowali się na różnym poziomie przygotowań i obciążeń. Niektórzy są w trakcie sezonu, kilku go jeszcze nie zaczęło, Kamil Glik nie grał od marca. Drużyna jest jednym organizmem składającym się z jedenastu graczy. Kiedy każdy jest na innym poziomie przygotowań, to trudno złapać rytm. Tak naprawdę to nie wiedzieliśmy, na co nas stać. Tym bardziej nie mogliśmy w Amsterdamie toczyć otwartej walki z przeciwnikiem lepszym technicznie. Musieliśmy czekać. Oczywiście, że jedna płynna akcja zakończona strzałem Krzyśka Piątka to za mało. Powinniśmy dłużej utrzymywać się przy piłce. Ale rozumiem chłopaków, że było im trudno. W końcówce nie dawaliśmy już rady, bo organizmy nie wytrzymywały.

No tak, ale w Zenicy organizmy odmawiały posłuszeństwa od pierwszego gwizdka.

To nie organizmy. Zmieniliśmy w połowie skład, chłopcy dopiero się do siebie przyzwyczajali, a Bośniacy, po remisie z Włochami poczuli wiatr. Kilka razy ostro zaatakowali. Obudziliśmy się dopiero po straconej bramce. Od tej pory przejęliśmy kontrolę i zaczęliśmy grać jak należy.

No, nie bardzo. Były takie momenty, że Łukasz Fabiański długo trzymał piłkę, bo nie miał komu podać.

Mogło się tak zdarzyć, ale to nie zmienia faktu, że osiągnęliśmy przewagę, a kilka akcji było bardzo ładnych. Dobrze spisywały się skrzydła. Kamil Grosicki i Kamil Jóźwiak wchodzili w pole karne, z Holandią próbował tak robić Bartek Bereszyński. Jednak brakuje nam wciąż tego ostatniego decydującego podania. To jest mankament. Podobnie jak to, że Bośniacy dwa–trzy razy wrzucali piłkę za plecy obrońców, co mogło się źle skończyć. To był nasz błąd, który nie powinien się zdarzyć.

Ale udało się zwyciężyć. Pierwszy raz od trzynastu lat

w meczu o punkty reprezentacja wygrała mecz, w którym przegrywała. W roku 2007 Kazachstan prowadził przy Łazienkowskiej 1:0, Polakom nic się nie udawało, ale pomogła nam awaria oświetlenia.

Dopiero po przymusowej przerwie nasi wzięli się do roboty, a Ebi Smolarek strzelił trzy bramki.

Pamiętam. Tym razem żadne przypadki losowe nie były nam potrzebne. Chłopcy pokazali charakter i to nie jest pusty slogan. To wynika również z atmosfery w kadrze. Z tego, jak oni się zachowują na zgrupowaniu. Zobaczyli się po dziesięciu miesiącach, było dużo radości, bo oni lubią być ze sobą. To przenosi się na boisko.

Z czego jest pan po meczach z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną zadowolony, a co nie pozwala spać?

Podoba mi się charakter drużyny, organizacja gry w obronie, o problemach wspominałem. Dochodzi do nich słaba skuteczność, strata piłki, brak zaskoczenia przeciwnika w akcjach ofensywnych. Powinniśmy grać lepiej w miarę normowania się sytuacji związanej z pandemią. Kiedy wszyscy zawodnicy znajdą się w ligowym rytmie meczowym, będzie nam łatwiej.

W dwóch meczach oglądaliśmy osiemnastu zawodników. W tym jednego debiutanta – Jakuba Modera. On i Kamil Jóźwiak grają w Lechu. Piłkarze z polskiego klubu w reprezentacji to rzadkość.

Jóźwiaka traktuję też jak debiutanta, bo do meczu z Holandią grał zaledwie przez ostatnie pięć minut ze Słowenią. To dla mnie największe odkrycie obydwu spotkań. Musi tylko popracować nad strzałem i ostatnim podaniem.

Napisałem, że najlepszym piłkarzem spotkania z Bośnią i Hercegowiną był Jacek Góralski. Cenię go, ale bardzo dobry występ był dla mnie zaskoczeniem.

Dla mnie nie, bo Jacek jest po prostu dobrym piłkarzem, co nieraz udowadniał. A wyróżniał się także dlatego, że liga w Kazachstanie wznowiła rozgrywki w lipcu. A on jest przecież zawodnikiem Kajratu Ałmaty. Ma w nogach więcej meczów niż wielu kolegów z reprezentacji Polski. Kamil Jóźwiak podobnie.

Patrzyłem na Piotra Zielińskiego, zastanawiając się, jak długo można czekać na błysk jego geniuszu. Wydaje mi się, że on powinien grać znacznie lepiej. W obydwu meczach rozczarował też Grzegorz Krychowiak.

Piotrek na pewno jeszcze nieraz sprawi nam dużo radości. Grzegorz miał problem zdrowotny. Kilka dni wcześniej doznał kontuzji łydki. Niewiele brakowało, a zszedłby już w przerwie meczu z Bośnią i Hercegowiną. Wytrzymał jeszcze ponad 20 minut. Dłużej nie dał rady.

Co teraz czeka reprezentację?

Sądzę, że będę powoływał tych samych zawodników co teraz, ale jakieś zmiany na pewno będą. Tym bardziej że nie wiemy, czy nie powtórzy się taka sytuacja jak teraz, kiedy kluby amerykańskie nie zgodziły się na zwolnienie Przemka Frankowskiego i Adama Buksy.

Co czeka reprezentację Polski

Polacy zagrają 7 października towarzyski mecz z Finlandią i cztery dni później z Włochami w Lidze Narodów. Obydwa mecze w Gdańsku. 14 października czeka ich rewanż z Bośnią i Hercegowiną we Wrocławiu, 11 listopada mecz towarzyski z Ukrainą w Chorzowie, 15 listopada wyjazdowy mecz z Włochami w Rzymie i 18 listopada rewanż z Holandią w Chorzowie.

Rzeczpospolita: Dostało się panu za stwierdzenie, że jest pan zadowolony z meczu z Holandią. Przegraliśmy 0:1, w kiepskim stylu.

Bronię się przed użyciem słowa manipulacja. Wolę stwierdzenie, że nie cytowano mojej wypowiedzi precyzyjnie i w całości. Powtórzę więc, że jestem zadowolony z gry defensywnej, przesuwania się zawodników, dzięki czemu, mimo że Holendrzy mieli przewagę, nie stworzyli wielu klarownych okazji. Inaczej mówiąc, organizacja gry w obronie była dobra. Bośniacy mieli więcej sytuacji podbramkowych niż Holendrzy. Natomiast nie jestem zadowolony z tego, że nie potrafiliśmy wyjść z piłką i przeprowadzić skutecznej kontry. Było takich sytuacji zdecydowanie za mało. Oczekiwaliśmy więcej.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne