Kupować piłkarzy można jeszcze przez miesiąc, ale w Londynie spieszą się, bo Premier League startuje już w ten weekend. Chelsea chce rzucić wyzwanie Liverpoolowi oraz Manchesterowi City i zdobyć pierwszy tytuł od 2017 roku. Na Stamford Bridge działają więc z rozmachem. Wydali już około 230 mln funtów.
Ponad połowę tej kwoty kosztowały młode gwiazdy niemieckiego futbolu. To inwestycja w przyszłość, która ma sporą szansę się zwrócić. 24-letni Timo Werner w Lipsku stał się jednym z najlepszych strzelców Bundesligi, w minionym roku ustąpił w klasyfikacji tylko Robertowi Lewandowskiemu.
Trzy lata młodszy Kai Havertz uznawany jest za największy niemiecki talent. Przez dwa sezony w Leverkusen uzbierał 46 bramek i 31 asyst. Gdyby nie pandemia, Bayer pewnie by go nie puścił. Kwota, jaką zgodziła się zapłacić Chelsea (mówi się nawet o 90 mln), to finansowy zastrzyk, który pozwoli zredukować straty spowodowane przez koronawirusa.
W Londynie zaciskać pasa nie muszą. Przed rokiem tylko na sprzedaży Edena Hazarda do Realu zarobili ponad 100 mln, sami transferów dokonywać nie mogli (FIFA nałożyła zakaz za nieprawidłowości przy sprowadzaniu nieletnich piłkarzy), więc teraz na zakupy ruszyli ze zdwojoną siłą. Klub Romana Abramowicza był synonimem rozpusty, zanim arabscy szejkowie zaczęli pompować petrodolary w Manchesterze i Paryżu. Szastał pieniędzmi, ale nigdy nie wydał na jednego zawodnika więcej niż 100 mln. Havertz to najdroższy transfer Chelsea.
Starał się o niego Bayern, ale to londyńczycy wykazali się największą determinacją. Decydująca miała być rozmowa piłkarza z Frankiem Lampardem. – Uwielbiałem go oglądać. Jestem przekonany, że wiele się od niego nauczę – mówi pomocnik, który razem z Wernerem (53 mln) i kupionym z Ajaxu Hakimem Ziyechem (38 mln) ma stworzyć budzący strach ofensywny tercet. A trzeba pamiętać, że w Chelsea są nadal Christian Pulisić i Callum Hudson-Odoi.