Rano, 18 kwietnia 2007 roku, przed ratuszem miasta Cardiff pojawiło się nagle kilka czerwonych ferrari. Zaparkowały, a zjawiskowe hostessy zapraszały przechodzących ludzi, aby usiedli za kierownicą i poczuli się jak właściciele willi nad jeziorem Garda.
W taki sposób Włoska Federacja Piłkarska wykorzystywała ostatnie godziny przed posiedzeniem Komitetu Wykonawczego UEFA, który miał zadecydować, kto będzie gospodarzem mistrzostw Europy w roku 2012. Dobre wrażenie nie pomogło. UEFA wybrała Polskę i Ukrainę. Na rok przed turniejem podczas zwiedzania stadionów w Warszawie i Gdańsku włoscy dziennikarze z uznaniem powiedzieli: „Polskie stadiony są jak ferrari. My zostaliśmy w małych fiatach". Włosi zostali wicemistrzami Europy, a Polacy nie wyszli z grupy. Stadiony nie pomogły.
Ta historyjka coś mówi o obydwu krajach. „Kiedy myślę o Włochach, widzę ludzi zadowolonych z życia. Takie jest moje pierwsze skojarzenie związane z tym krajem" – mówi „Rz" Marek Koźmiński, dziś wiceprezes PZPN. Był trzecim polskim piłkarzem, który trafił do włoskiego klubu. W barwach Udinese i Brescii rozegrał ponad sto meczów. Szlaki przecierał Zbigniew Boniek w Juventusie i AS Roma, po nim Władysław Żmuda w Veronie i Cremonese.
Polskie gwiazdy z sukcesami na mistrzostwach świata (Boniek, Żmuda) lub igrzyskach olimpijskich (Koźmiński) nie były gorsze od włoskich. Po mundialu w Hiszpanii Boniek trafił do Juventusu, w którym grało pięciu mistrzów świata, a to on, wspólnie z Michelem Platinim rządził w drużynie, która w ciągu dwóch lat zdobyła dwa najważniejsze klubowe puchary. Od tamtej pory w klubach Serie A wystąpiło ponad 30 Polaków. Większość przeszła niezauważona, ale kilku już jest we Włoszech znanych.
Teoretycznie w naszej reprezentacji może wystąpić aż ośmiu zawodników z klubów włoskich, bo tylu powołał do kadry Jerzy Brzęczek. Wojciech Szczęsny zajął w Juventusie miejsce najlepszego bramkarza świata Gianluigiego Buffona, Bartosz Bereszyński jest czołowym obrońcą Sampdorii, jego klubowy kolega Karol Linetty dobrze tam sobie radzi w linii pomocy. Piotr Zieliński w Napoli przewyższa już klasą i popularnością dotychczasowego idola tamtejszych kibiców Słowaka Marka Hamsika. Arkadiusz Milik, kiedy akurat nie śpi, potrafi strzelić bramkę, a Krzysztof Piątek w pierwszych trzech meczach zdobył dla Genoi już siedem goli. Nie są słabsi od swoich włoskich kolegów, którzy w piątek staną się przeciwnikami.