Kiedy na początku marca w Amsterdamie losowano grupy drugiej edycji Ligi Narodów, nikt nie przypuszczał, że za kilkanaście dni świat stanie na głowie, a utrzymanie terminów turnieju, który miał zastąpić mecze towarzyskie, okaże się nie lada wyzwaniem.
Po zawieszeniu rozgrywek ligowych i pucharowych oraz przełożeniu Euro 2020 na przyszły rok spekulowano, że Liga Narodów może zostać nawet odwołana. Europejska Federacja Piłkarska (UEFA) robiła jednak wszystko, by do tego nie doszło. Ten turniej, zostawiony w spadku przez Michela Platiniego, jest oczkiem w głowie szefów europejskiej federacji. Gdyby teraz z niego zrezygnowano, mógłby ucierpieć jego – i tak na razie nieduży – prestiż.
Na razie bez kibiców
Znaleziono kompromis. Okna przeznaczone na mecze reprezentacji w październiku i listopadzie wydłużono. Dzięki temu każda z drużyn będzie mogła rozegrać nie dwa, lecz trzy spotkania. W kalendarzu zmieściły się w ten sposób sparingi planowane przed Euro 2020. I tak np. Polacy między meczami Ligi Narodów zmierzą się z Finami i Ukraińcami, których mieli podjąć w marcu.
W Europie nie grano od listopada. Piłkarze Jerzego Brzęczka oraz kadrowicze innych krajów spotkają się na zgrupowaniach po raz pierwszy w tym roku. Podróże zespołów to w czasie pandemii wyzwanie logistyczne. Kluby, które niechętnie zwalniają swoich zawodników na zgrupowania w obawie przed kontuzjami, teraz zyskały nowy argument – strach przed koronawirusem i przymusową kwarantanną już na starcie sezonu.
UEFA dmucha na zimne i obiecuje, że będzie bezpiecznie. Wszyscy piłkarze i sztaby szkoleniowe mają być odizolowani od kibiców oraz dziennikarzy i ściśle przestrzegać reżimu sanitarnego. Przed każdym meczem zostaną poddani testom na Covid-19.