Co praktycznego z tego wynika dla Legii? Niestety niewiele, poza znajomościami prezesa, które być może leżały u źródeł zatrudnienia trenerów. W Legii trenerskich zmian było za dużo, a ich logika pozostaje niezgłębiona. Od kiedy w grudniu 2013 roku po pucharowej porażce z Górnikiem Zabrze pochopnie zwolniony został Jan Urban, piłkarze Legii mieli siedmiu trenerów oraz Aleksandara Vukovicia ad interim. Ośmiu w ciągu niecałych pięciu lat to osiem różnych szkół, rodzajów zajęć (trenerzy przyprowadzali kolegów rodaków, którym dawali zarobić). O żadnej ciągłości szkolenia czy znaku firmowym Legii na boisku nie mogło być mowy, tym bardziej że klubowa kadra się zmieniała, bo zatrudniano wciąż na ogół anonimowych cudzoziemców. Najzdolniejszych absolwentów akademii Legii wypożyczano zwykle do innych klubów.
Ambasador Magiera
Każdy z trenerów był inny. Henning Berg to norweski pustelnik pracujący na angielskich szablonach. Stanisław Czerczesow – słowiańska otwarta dusza, miał dobry kontakt z zawodnikami, ale kazał im pracować, co się wielu nie podobało. Chciał też więcej zarabiać. Legia miała inne kalkulacje, Czerczesow wrócił więc do Moskwy i jako selekcjoner Sbornej został na mundialu gierojem Rosji. Albańczyk Besnik Hasi niczego nie rozumiał. Nawet tego, że nie rozumie.
Jacek Magiera był największą wartością w tej grupie i najlepszym, co klub mogło spotkać. Jego zatrudnienie to najlepsza decyzja Dariusza Mioduskiego, a zwolnienie raptem po roku – najgorsza. Magiera przez 18 lat służył wiernie Legii jako zawodnik oraz trener grup młodzieżowych i drugiej drużyny. Był „chłopakiem stąd". Wszystko wiedział o klubie, rozumiał dusze piłkarzy, lubili go kibice nawet spoza stolicy i dziennikarze. Był naturalny, uczciwy, nie tolerował obiboków i cwaniaczków, którzy zawsze kręcili się przy klubie z nadzieją, że upieką jakąś własną pieczeń. Nikt lepszy nie mógł się Legii trafić. Jacek Magiera jako ładna twarz klubu przysparzał mu zwolenników w całym kraju. A wiadomo, jaką radością dla tysięcy kibiców spoza Warszawy jest każda porażka Legii.
Ale Dariusz Mioduski wykazał się brakiem cierpliwości, a więc nieznajomością specyfiki działania drużyny. Po nieudanym początku sezonu 2017/2018 zwolnił Magierę. To nie było eleganckie. Ale być może już wtedy właściciel Legii usłyszał na europejskich salonach, że korzystne będzie zatrudnienie na stanowisku trenera z Chorwacji. Chorwaci są wszędzie. Jako piłkarze, trenerzy i agenci trzymają rękę na pulsie futbolu. Rzadziej w jego interesie, częściej w swoim własnym.
W praktyce okazało się, że Romeo Jozak dopiero na Łazienkowskiej uczył się pracy z drużyną seniorów, więc musiał popełniać błędy. A fakt, że naprawiał je w doliczonym czasie sezonu jego asystent Dean Klafurić, specjalista od pracy z drużynami kobiecymi, zakrawa na żart.
Mistrzowie podwórka
Na ekstraklasę to wystarczało. Krytykę zagłuszały wyniki, a dziennikarze w klubowych szalikach (każdy klub ligowy ma takich „dziennikarzy") wynosili Legię pod niebiosa. Przecież mimo tylu zmian trenerów, wielu nieprzemyślanych transferów Legia przez trzy lata z rzędu zdobywała tytuł mistrza Polski. Wygrywała też wszelkie klasyfikacje firm doradczych, liczących pieniądze i oceniających klub piłkarski pod kątem jego biznesowej skuteczności.