Obaj byli genialnymi piłkarzami, spotkali się nawet w finale mundialu w 2006 roku, który dla Zidane'a skończył się fatalnie, a dla Pirlo okazał się najpiękniejszym wieczorem w karierze.
Ale po meczu w Berlinie świat żył starciem Zidane'a z Marco Materazzim, po którym Francuz otrzymał czerwoną kartkę, a mało kto dziś pamięta, że Pirlo został wówczas uznany za najlepszego zawodnika finału.
Jemu to nie przeszkadzało, nigdy nie zabiegał o popularność. – To cichy przywódca. Przemawia stopami – zauważył kiedyś Marcello Lippi, który poprowadził Włochów do mistrzostwa świata, a Zbigniew Boniek stwierdził, że podanie mu piłki to jak schowanie jej w sejfie. Odebrać mu jej nie sposób.
Pirlo mawiał o sobie, że na boisku jest niczym „wędrowny Cygan, poszukujący nieustannie przestrzeni, w której może swobodnie się poruszać". Życie rzuciło go na murawę – z pasji, nie dla pieniędzy. Pochodzi z bogatej lombardzkiej rodziny, w latach 80. jego ojciec założył w Brescii firmę zajmującą się produkcją stali. Andrea mógł kontynuować rodzinne tradycje, cieszyć się słońcem i delektować tamtejszym winem (jest właścicielem winnicy). Ale, na szczęście dla futbolu, zobaczył w akcji Roberto Baggio i i już wiedział, że chce grać w piłkę.
Baggio kończył karierę w Brescii, Pirlo tam ją zaczynał i marzył o klubach, w których występował jego idol. W Interze nie dostał szansy, nawet gdy z mistrzostw Europy do lat 21 wrócił ze złotym medalem, tytułem króla strzelców i najlepszego zawodnika turnieju. Docenił go Milan. Przesunięty bliżej obrony, stawał się liderem zespołu, który dwukrotnie wywalczył scudetto (2004, 2011) i wygrał dwa z trzech finałów Ligi Mistrzów (2003, 2007). Carlo Ancelotti zrobił z niego specjalistę od rzutów wolnych. Pirlo wspominał, że już jako dziecko ustawiał tapczan przed oknem w salonie i ćwiczył strzały piłką z gąbki. Do kiosku biegał po „Gazzetta dello Sport", by zdobyć dołączoną do niej kasetę z zapisem najlepiej wykonanych stałych fragmentów gry, później wzorował się na Brazylijczyku Juninho.