Z Legii płynie jasny sygnał – pozycja Aleksandara Vukovicia jest bezpieczna. Ciągłe zmiany trenerów niczego dobrego w ostatnich latach nie przyniosły, a były pomocnik warszawskiego klubu wciąż ma szansę zrealizować postawiony przed nim cel – awansować do fazy grupowej europejskich pucharów. Ale jeśli Legia nie pokona Atromitosu Ateny i odpadnie z europejskich rozgrywek, pozycja Vukovicia może ulec osłabieniu. Szczególnie jeśli drużyna dalej będzie zawodzić w lidze.
W Warszawie znów Dzień Świstaka. Jak w kultowej komedii z Billem Murrayem Legia wpadła w pętlę czasu. Początek sezonu to, jak co roku, kiepskie wyniki, siermiężny styl, a także nerwy kibiców, którzy dają wyraz swojemu niezadowoleniu na trybunach, ale przede wszystkim w internecie. Od kilku sezonów scenariusz jest ten sam i za każdym razem receptą na poprawę było zwolnienie trenera. Nie zawsze skuteczną.
Cios w prestiż i finanse
Rok temu 1 sierpnia zwolniono Deana Klafuricia, a jego miejsce najpierw tymczasowo zajął Vuković, a dwa tygodnie później Ricardo Sa Pinto. Portugalczyka dziś już też w Legii nie ma. W 2017 roku do września ostał się Jacek Magiera, którego zastąpił Romeo Jozak. Magiera z kolei niemal równo rok wcześniej (wrzesień 2016) został zatrudniony w miejsce Besnika Hasiego.
Jesień 2015 roku (październik) to był z kolei moment wymiany Henninga Berga na Stanisława Czerczesowa. Ostatni sezon, w którym nie doszło do zmiany szkoleniowca, to 2014/2015. Dość powiedzieć, że wówczas Marek Saganowski był jeszcze aktywnym piłkarzem, a nie asystentem, w bramce stał Dusan Kuciak (od lat w Lechii Gdańsk), a w Legii wciąż jeszcze liczono, że odpali Portugalczyk Helio Pinto i zostanie gwiazdą pierwszej wielkości – nie został i po epizodach na Cyprze, w Norwegii, Grecji i Indiach wrócił do ojczyzny.
Czasem zmiany szkoleniowców działały, a ich rezultatem był mitologiczny „efekt nowej miotły", czyli nagła poprawa stylu oraz rezultatów, ale częściej się nie udawało. W poprzednim sezonie mimo zatrudnienia Sa Pinto Legia nie awansowała do fazy grupowej Ligi Europy, podobnie jak dwa lata temu. Dwa lata z rzędu bez europejskiej piłki to nie tylko cios w prestiż, ale i w finanse. To też wyjaśnia, dlaczego Vuković ma tak silną pozycję. Jest tani.