Włosi mistrzami Europy

Anglicy prowadzili w finale na Wembley, ale przegrali po rzutach karnych. Włosi mistrzami Europy.

Aktualizacja: 12.07.2021 06:10 Publikacja: 12.07.2021 00:54

Foto: AFP

Przed wejściem na murawę stadionu w Londynie powieszono tabliczkę z napisem: „Wchodzą piłkarze, schodzą legendy".

Finały mają to do siebie, że często kreują bohaterów nieoczywistych. Pięć lat temu wszyscy czekali na błysk Cristiano Ronaldo, a kontuzjowanego gwiazdora wyręczył portugalski rezerwowy Eder – strzelec jedynego gola w dogrywce, w wygranym meczu z Francją.

Eder nie zrobił kariery, przepadł w Rosji i szuka klubu, ale w niedzielę mógł sobie przypomnieć, jak się czuł w ten najważniejszy wieczór w karierze, wnosząc na boisko puchar.

Anglików do zwycięstwa nad Włochami prowadzić mieli Harry Kane i Raheem Sterling, ale najszybsza bramka w historii finałów Euro padła po akcji dwóch wahadłowych. Kieran Trippier wypatrzył w polu karnym niepilnowanego Luke'a Shawa, a ten uderzył bez przyjęcia, tuż przy słupku, wprawiając Wembley w ekstazę.

Nie upłynęły nawet dwie minuty meczu i wspierani przez tłumy kibiców gospodarze mieli wymarzony wynik. Cieszyła się książęca para, radości nie krył zwykle powściągliwy w wyrażaniu emocji Gareth Southgate.

Selekcjoner Anglików ustawił zespół tak, by wytrącić Włochom z rąk wszystkie atuty. Podobnie jak w meczu 1/8 finału z Niemcami wystawił trzech stoperów, a Bukayo Saka w podstawowym składzie ustąpił miejsca Kieranowi Trippierowi. I to właśnie obrońca Atletico został jednym z bohaterów błyskawicznego kontrataku, który zaskoczył włoską defensywę.

Roberto Mancini trzymał się zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Ale szybko musiał ją porzucić, bo Włosi w pierwszej połowie grali wolno i przewidywalnie. Nie przypominali zespołu, którym zachwycaliśmy się przez niemal cały turniej.

Z boiska Mancini zdjął irytującego Ciro Immobile i Nicolo Barellę. Weszli Domenico Berardi i Bryan Cristante. Włosi się przebudzili, przestali cierpieć, a zaczęli dominować. Najwięcej kłopotów Anglikom sprawiali Federico Chiesa i Lorenzo Insigne, ale ich próby skutecznie powstrzymywał Jordan Pickford.

Bramkarz Anglii harował w pocie czoła, po rzucie rożnym wykonywanym przez Włochów, w zamieszaniu w polu karnym zbił strzał Marco Verrattiego na słupek, ale z dobitką Leonardo Bonucciego już sobie nie poradził. Anglicy długo nie potrafili się otrząsnąć i gdyby Berardi włożył mniej siły w próbę przelobowania Pickforda i trafił w bramkę, być może już by się nie podnieśli.

To są jednak mistrzostwa dogrywek. W niedzielę do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była już ósma. Mimo okazji z obydwu stron rozstrzygnięcia nie przyniosła. Historia miała zatoczyć koło.

Ćwierć wieku temu, na starym Wembley, Southgate przeżył dramat, który naznaczył całe jego piłkarskie życie. W półfinale Euro 1996 z Niemcami nie wykorzystał decydującego rzutu karnego, w niedzielę mógł się tylko przyglądać, jak podobną presję przed własną publicznością wytrzymają jego podopieczni.

Karne przez lata były przekleństwem Anglików. Uporali się z traumą na mundialu w Rosji, pokonując Kolumbię. Włochów czekał drugi konkurs jedenastek w ciągu kilku dni. Jeszcze żadnej drużynie na dużym turnieju nie udało się wygrać dwóch serii karnych, ale Włosi tą statystyką się nie przejęli. Nie wybiły ich z rytmu nawet pudła Andrei Belottiego i Jorginho. Jeszcze gorzej strzelali Marcus Rashford, Jadon Sancho i Bukayo Saka.

a strachem

To były mistrzostwa dalekich podróży, sanitarnych baniek i testów. Ale także dobrego futbolu, niespodzianek i nadziei, że wracamy do normalności.

Warto zapamiętać ten turniej, bo drugi taki szybko się nie zdarzy. Być może już nigdy. Na pewno dopóki szefem Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) będzie Aleksander Ceferin.

– Pomysł rozgrywania meczów w 11 miastach całej Europy był błędem. Nie będę go bronił ani wspierał podobnych inicjatyw w przyszłości. Uszanowałem decyzję mojego poprzednika, ale trudno mówić o sprawiedliwości, gdy niektóre drużyny musiały pokonać 10 tys. kilometrów, a inne tylko tysiąc. To samo dotyczyło kibiców. Jednego dnia byli w Rzymie, by za kilka dni lecieć do Baku – przyznał w rozmowie z BBC Ceferin.

Słoweniec otrzymał kłopotliwy spadek po skazanym na banicję Michelu Platinim, który wymarzył sobie paneuropejskie mistrzostwa w 60. rocznicę pierwszego turnieju. I w pandemicznej rzeczywistości organizacja takiej imprezy okazała się nie lada wyzwaniem.

Mistrzostwa rozpięte między rosyjską beztroską i hiszpańskim strachem wepchnęły nas w schizofreniczną rzeczywistość. Terminarz Euro rzucił podążającego za reprezentacją polskiego kibica z kraju, który zdelegalizował pandemię, do miejsca, gdzie pamięć o tragicznym żniwie koronawirusa wciąż pozostaje żywa.

Karnawał w Sankt Petersburgu i knajpy w Sewilli, których właściciele solidarnie zamykali drzwi o północy, były tylko dwoma odcieniami turnieju pełnego barw. Mistrzostwa organizowane na całym kontynencie oznaczały również puste trybuny w Baku i tętniący życiem stadion Parken w Kopenhadze. A także zalany żywiołowym tłumem kibiców Budapeszt oraz puste Schody Hiszpańskie w Rzymie.

Właśnie dlatego powtarzane jak mantra od początku pytanie: „Czy na paneuropejskich zawodach czuć atmosferę wielkiego turnieju?" wymaga odpowiedzi złożonej, bo tak naprawdę doświadczyliśmy w ostatnich tygodniach kilku miniturniejów. Każdy miał własny klimat i specyfikę, ale nikt nie był w stanie poczuć wszystkiego na własnej skórze.

Platini zaprojektował imprezę, która w czasie otwartych granic i tanich lotów mogłaby stać się świętem zjednoczonej Europy. Pandemia, która uwypukliła wszystkie wady globalizacji, zamieniła jednak podróże po kontynencie w kalwarię znaczoną stresem, formularzami i zyskami firm specjalizujących się w testach antygenowych.

Unifikacja przepisów była niemożliwa, kibic na każdej granicy stykał się z nowymi problemami. Kiedy tłum Polaków wracających po meczu ze Szwedami z Sankt Petersburga spotkał się na lotnisku w Warszawie z zaostrzonymi regułami dla osób przylatujących spoza strefy Schengen, celnicy poprosili o wsparcie policjantów, bo wiele głów było rozgrzanych i pachniało rękoczynami.

76 testów

Dziennikarze relacjonujący turniej dostali lekcję biurokracji, prawdopodobnie niezbędną przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio. Każda podróż wymagała stosu dokumentów, a przelot między Hiszpanią a Rosją oznaczał konieczność dobijania się do drzwi lokalnego szpitala, aby wykonać test w określonym okienku godzinowym. Można było się poczuć jak w kafkowskim „Zamku".

– Mieliśmy rygorystyczne protokoły, dotyczyły także zaszczepionych. Byłem testowany 76 razy. Kiedy słyszę polityków opowiadających, że ludzie zakażali się podczas meczów, czuję się rozczarowany. Oskarżanie nas o rozprzestrzenianie wirusa jest nieodpowiedzialne – denerwuje się Ceferin.

Przepisy w niektórych krajach były tak surowe, że o dopingu własnych kibiców trzeba było zapomnieć. Dlatego bycie jednym z gospodarzy okazało się na wagę złota. Anglicy tylko raz musieli opuścić Wembley i na ćwierćfinałowe spotkanie z Ukrainą przenieść się do Rzymu. Drudzy z finalistów, Włosi, wszystkie mecze grupowe rozegrali przed własną publicznością, podobnie jak Hiszpanie i Duńczycy, którzy dotarli do półfinału. Ci ostatni zapłacili w nim wysoką cenę za długą podróż z Baku do Londynu. W dogrywce z Anglikami zabrakło im paliwa.

Piłkarze reprezentacji pozbawionych możliwości gry u siebie mówili głośno o niesprawiedliwości. Chris Gunter – obrońca Walii, która kursowała między Baku, Rzymem i Amsterdamem – taki format nazwał żartem. Przywilej bycia gospodarzem miał duże znaczenie, ale nie powinien być wymówką. Szkoci grali w Glasgow i w Londynie, a i tak nie wyszli z grupy. Szwajcarzy przebyli najdłuższą drogę ze wszystkich uczestników – ponad 15 tys. km – a wyeliminowali mistrzów świata Francuzów i odpadli po wyrównanej walce z Hiszpanią. W obu przypadkach po dogrywce i karnych.

Nie spełnił się sen władców futbolu, według których dziś dla kibica najlepszym daniem są starcia wielkich z wielkimi. Podczas Euro 2020 najmocniej rozgrzewały występy niedocenianych – zjednoczonych dramatem Christiana Eriksena Duńczyków, Czechów, Szwajcarów – którzy pokazali, jak przewagę gigantów można zniwelować energią, walką i planem.

To był turniej nowych bohaterów. Cristiano Ronaldo, mimo szybkiego odpadnięcia broniącej tytułu Portugalii, strzelił pięć goli, ale tyle samo bramek uzbierał Czech Patrik Schick. Belgowie Romelu Lukaku i Kevin De Bruyne odbili się od perfekcyjnie zorganizowanej włoskiej maszyny, a najjaśniej w tym spotkaniu błyszczał 19-letni Jeremy Doku. Kylian Mbappe nie trafił do bramki nawet z rzutu karnego. Roberta Lewandowskiego na wakacje wysłał Szwed Emil Forsberg, który przez pięć lat gry w Bundeslidze uzbierał mniej goli niż polski as w ostatnim sezonie.

w Niemczech

Dla wielu koniec mistrzostw był zwieńczeniem pewnego etapu. Niemcy po 15 latach pożegnali trenera Joachima Loewa, a reprezentacyjną karierę zdecydował się porzucić kolejny z mistrzów świata Toni Kroos. Holendrzy rozstali się z Frankiem de Boerem i szykują głośny powrót Louisa van Gaala, a Władimir Putin po klęsce Rosji zwolnił Stanisława Czerczesowa, i jeśli wierzyć plotkom, wkrótce może przyjmować na Kremlu Loewa.

Niemiecką reprezentację naprawiać będzie Hansi Flick. Sukces ma przyjść jeśli nie na przyszłorocznym mundialu w Katarze, to za trzy lata na Euro, które Niemcy zorganizują samodzielnie – prawie w całości na tych samych stadionach co mistrzostwa świata w 2006 roku. Na dalekie podróże nikt już narzekać nie będzie.

>Włochy – Anglia 1:1 (0:1),

karne 3:2

>Bramki – dla Włoch: Bonucci (67);

dla Anglii: Shaw (2).

>Karne – 1:0 Berardi, 1:1 Kane, 1:1 Belotti (niestrzelony), 1:2 Maguire,

2:2 Bonucci, 2:2 Rashford (niestrzelony), 3:2 Bernardeschi, 3:2 Sancho (niestrzelony), 3:2 Jorginho (niestrzelony), 3:2 Saka (niestrzelony)

>Żółte kartki: Barella, Bonucci,

Insigne, Chiellini, Jorginho (Włochy); Maguire (Anglia)

>Sędziował: Bjoern Kuipers (Holandia)

>Włochy: Donnarumma – Di Lorenzo, Bonucci, Chiellini, Emerson

(118, Florenzi)– Jorginho, Barella

(54, Cristante), Verratti (96, Locatelli) – Chiesa (86, Bernardeschi), Immobile (55, Berardi), Insigne (91, Belotti)

>Anglia: Pickford – Maguire, Stones, Walker (120, Sancho) – Shaw, Rice (74, Henderson, 120, Rashford), Philips, Trippier (70, Saka) – Sterling, Kane, Mount (99, Grealish) ?

Przed wejściem na murawę stadionu w Londynie powieszono tabliczkę z napisem: „Wchodzą piłkarze, schodzą legendy".

Finały mają to do siebie, że często kreują bohaterów nieoczywistych. Pięć lat temu wszyscy czekali na błysk Cristiano Ronaldo, a kontuzjowanego gwiazdora wyręczył portugalski rezerwowy Eder – strzelec jedynego gola w dogrywce, w wygranym meczu z Francją.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity