O takim powrocie do kadry marzy każdy piłkarz. Po trzech latach nieobecności w reprezentacji Świerczok wyszedł w podstawowym składzie na mecz z Rosją i już po czterech minutach cieszył się we Wrocławiu ze swojej pierwszej bramki dla Polski.
Napastnik Piasta Gliwice nie zyskał uznania w oczach Jerzego Brzęczka. Poprzednio był sprawdzany jeszcze przez Adama Nawałkę. Zagrał w spotkaniach z Urugwajem, Meksykiem i Nigerią, ale na rosyjski mundial pojechali Łukasz Teodorczyk i Dawid Kownacki. Pierwszy nie zrobił kariery we Włoszech i od tamtego czasu nie pojawił się w kadrze. Drugi pomagał później głównie młodzieżówce lub leczył kontuzje. I choć Paulo Sousa przekonywał, że Kownacki zrobił na nim wrażenie już parę lat temu, kiedy Lech w europejskich pucharach grał m.in. przeciw prowadzonej przez niego Fiorentinie, w meczu z Rosją na tle Świerczoka wypadł bardzo blado.
Po napastniku Piasta nie było widać żadnej tremy. Imponował pewnością siebie, grał tak, jakby miał za sobą kilkadziesiąt spotkań w reprezentacji. Podejmował szybkie i dobre decyzje, nie bał się ryzyka. Centymetrów zabrakło, by strzelił drugiego gola. Gdy zobaczył, że Anton Szunin wyszedł z bramki, nie zastanawiał się, tylko próbował go przelobować, piłka trafiła w poprzeczkę.
– Trochę na to pierwsze trafienie musiałem czekać, ale mam nadzieję, że worek z bramkami teraz się rozwiąże – mówił Świerczok przed kamerami TVP Sport.
Zerwane więzadła
Gdyby nie kontuzja Krzysztofa Piątka, być może do Opalenicy w ogóle by nie przyjechał. Choć był jednym z wyróżniających się zawodników w Ekstraklasie, a wielu kibiców i ekspertów domagało się dla niego powołania, Sousa nie zaprosił go w marcu na swoje pierwsze zgrupowanie. Dostrzegł jednak w końcu, że to najbardziej kreatywny napastnik polskiej ligi. Docenił jego zmysł do strzelania goli, wyjątkowy luz, technikę i wszechstronność. Świerczok nie czeka na podania, potrafi rozegrać piłkę, zainicjować atak, zdobyć efektowną bramkę – jak pokazał mecz z Zagłębiem Lubin, nawet z połowy boiska.