Finał Ligi Mistrzów. Thomasa Tuchela wyprawa na księżyc

W sobotę w Porto trzeci angielski finał – pierwszy z udziałem Manchesteru City. Drużyna Pepa Guardioli zmierzy się z Chelsea Londyn Thomasa Tuchela.

Aktualizacja: 29.05.2021 15:30 Publikacja: 27.05.2021 23:09

Thomas Tuchel (z lewej) wie, ile jego Chelsea zawdzięcza N’Golo Kante

Thomas Tuchel (z lewej) wie, ile jego Chelsea zawdzięcza N’Golo Kante

Foto: AFP

– Gdyby ktoś powiedział mi w święta, że znów będę w finale, pewnie bym się tylko uśmiechnął – mówi Tuchel, pierwszy trener, który rok po roku zagra o trofeum z dwoma różnymi zespołami.

Przed rokiem poprowadził do finału Paris Saint-Germain, ale w Lizbonie uległ Bayernowi i w Wigilię katarscy właściciele wskazali mu drzwi. Teraz wraca do Portugalii mądrzejszy o doświadczenia.

Po zwolnieniu z Paryża Tuchel nie miał wiele czasu na odpoczynek. Już kilka tygodni później przyjął propozycję Romana Abramowicza i zaczął pracę w Londynie. Szybko potwierdził, że jest fachowcem wysokiej klasy. Pod jego wodzą Chelsea poniosła tylko pięć porażek w 29 meczach. Zyskała też psychologiczną przewagę, wygrywając oba spotkania z Manchesterem City – w Premier League i półfinale Puchar Anglii. Tuchel nie przecenia jednak znaczenia tych zwycięstw.

Bliźniaki z przedmieść Paryża

– W finale wszystko zaczyna się od zera. Przeciw drużynom Guardioli zawsze gra się ciężko. Oglądałem jego Barcelonę, by uczyć się, jak bronić i atakować. Nie waham się powiedzieć, że City, podobnie jak Bayern, byli w tym i w poprzednim sezonie dla wszystkich w Europie punktem odniesienia – nie szczędzi rywalom pochwał Tuchel.

Guardiola buduje maszyny do wygrywania, jego zespoły regularnie uznawane są za faworytów, ale w ostatnich latach nie przekładało się to na wyniki. W Monachium wisiało nad nim hiszpańskie fatum – Bayern w półfinałach eliminowały kolejno Real, Barcelona i Atletico. W Manchesterze barierą nie do przejścia był już ćwierćfinał. Pojawiły się głosy, że sukcesy Guardiola potrafił odnosić tylko w Katalonii.

Arabscy właściciele nie ulegali jednak pokusom szukania nowego trenera. Cierpliwość popłaciła. Po pięciu latach doczekali się upragnionego finału. A dał im go Riyad Mahrez, potomek imigrantów z Algierii.

W półfinałowym dwumeczu z PSG Mahrez strzelił trzy gole. Ale prawie każdy jego występ w fazie pucharowej kończył się błyskiem. Poprzednio było o nim tak głośno, gdy w 2016 roku prowadził do mistrzostwa Anglii Leicester i sięgał po tytuł najlepszego piłkarza Premier League. A potem, gdy City wyłożyli na niego 60 mln funtów, bijąc klubowy rekord.

Transfer ten nie wszystkim przypadł do gustu. W Manchesterze nie brakowało przebojowych skrzydłowych, a Mahrez początkowo przegrywał z nimi rywalizację. Krytyką się nie przejmował, od dziecka słyszał, że jest zbyt niski i chudy, by zrobić karierę. Ale się nie poddawał i udowadniał, że warunki fizyczne nie mają znaczenia, jeśli masz spryt, szybkość i technikę.

Historia Mahreza jest bliźniaczo podobna do drogi, jaką musiał przebyć jego rówieśnik, pomocnik Chelsea N'Golo Kante. Obaj wychowali się na biednych paryskich przedmieściach, obaj uczyli się grać na ulicy i w wieku 21 lat wciąż byli futbolowymi amatorami. Leicester wyciągnęło ich z Francji za grosze.

– Kiedy grałem w rezerwach Boulogne i debiutowałem w Ligue 2, chciałem po prostu zostać zawodowcem. Nie uważam, że byłem najbardziej utalentowanym piłkarzem, kilka razy byłem odrzucany przez akademie, ale nie traktowałem tego jako osobistych porażek. Te wszystkie doświadczenia ukształtowały mnie jako zawodnika – zaznacza Kante, też muzułmanin, potomek imigrantów z Mali.

Pół człowieka więcej

Minęło parę lat i z Mahrezem powalczy o najbardziej prestiżowe klubowe trofeum. – Rozmawialiśmy na ten temat. Zdajemy sobie sprawę, jak wyjątkowa to chwila i jak dużo wymagało to od nas pracy i wytrwałości, by się tu znaleźć. Ale obaj chcemy wygrać, więc sentymenty trzeba odłożyć na bok – przyznaje bohater półfinałowych meczów z Realem. Bramki w nich nie zdobył, ale otrzymał tytuł dla najbardziej wartościowego piłkarza. – Jeśli grasz z N'Golo, masz na boisku pół człowieka więcej – przekonuje Tuchel, bo pomocnik Chelsea uczestniczy w niemal każdej akcji.

Gdy kilka dni temu Kante doznał urazu, na londyńskich kibiców padł blady strach. W środę wrócił jednak do treningów, podobnie jak drugi z bohaterów Chelsea – bramkarz Edouard Mendy – i wygląda na to, że w sobotę obaj wyjdą na boisko, by spełniać swoje marzenia.

Miał je też Tuchel: – Jako mały chłopiec oglądałem Ligę Mistrzów w telewizji. To było jak patrzenie na księżyc. Wydawało się tak odległe – wspomina niemiecki trener.

Obie drużyny mogą się pochwalić szczelną obroną (tylko cztery stracone gole w Champions League), ale trzeba mieć nadzieję, że wbrew powiedzeniu, iż finałów się nie gra, lecz wygrywa, nie będziemy świadkami wyrachowanego futbolu i taktycznych szachów.

Zmęczeni koronawirusem kibice zasłużyli na ciekawe widowisko. Dzięki przeniesieniu meczu ze Stambułu do Porto na trybuny będzie mogło wejść ok. 16,5 tys. widzów. To miła odmiana po miesiącach gry bez dopingu, co pokazał już środowy finał Ligi Europy w Gdańsku. Fani Villarrealu i Manchesteru United stworzyli znakomitą atmosferę.

Właściciel Manchesteru City szejk Mansour zdecydował się na ładny gest i zobowiązał pokryć koszty podróży sympatyków swojego zespołu.

Przestarzały system

Dzień przed finałem może dojść do rewolucji w przepisach. Jednym z punktów posiedzenia Komitetu Rozgrywek Klubowych UEFA ma być dyskusja nad dalszym stosowaniem reguły bramek zdobytych na wyjeździe.

Obowiązujący od 56 lat system premiujący zespoły, które strzeliły więcej goli na obcym boisku, przez wielu ekspertów uważany jest za przestarzały i niesprawiedliwy. Krytyka przybrała na sile w pandemicznej rzeczywistości, gdy wiele meczów trzeba było przenosić na neutralny teren.

Według dziennika „Times" UEFA jest skłonna do zmian w regulaminie. Gdyby tak się stało, w przypadku remisu w dwumeczu zawsze dochodziłoby do dogrywki – bez względu na to, kto zdobył więcej bramek na wyjeździe.

Transmisja w sobotę o 21.00 w TVP 1 i Polsacie Sport Premium 1

Dziesięć ostatnich finałów

2020 Bayern Monachium – Paris Saint-Germain 1:0
2019 Liverpool – Tottenham 2:0
2018 Real Madryt – Liverpool 3:1
2017 Real Madryt – Juventus Turyn 4:1
2016 Real Madryt – Atletico Madryt, 1:1, karne 5-3
2015 Barcelona – Juventus Turyn 3:1
2014 Real Madryt – Atletico Madryt 1:1, dogrywka 4:1
2013 Bayern Monachium – Borussia Dortmund 2:1
2012 Chelsea – Bayern Monachium 1:1, karne 4-3
2011 Barcelona – Manchester United 3:1

– Gdyby ktoś powiedział mi w święta, że znów będę w finale, pewnie bym się tylko uśmiechnął – mówi Tuchel, pierwszy trener, który rok po roku zagra o trofeum z dwoma różnymi zespołami.

Przed rokiem poprowadził do finału Paris Saint-Germain, ale w Lizbonie uległ Bayernowi i w Wigilię katarscy właściciele wskazali mu drzwi. Teraz wraca do Portugalii mądrzejszy o doświadczenia.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity
Piłka nożna
Hiszpańskie media po Real - Barcelona. "To wstyd dla świata futbolu"