Finał Ligi Mistrzów: Próba obalenia władzy

Real trzeci raz z rzędu czy Liverpool po 13 latach przerwy? W sobotę wielki finał w Kijowie.

Aktualizacja: 25.05.2018 07:32 Publikacja: 24.05.2018 19:17

Zinedine Zidane z Realem Ligę Mistrzów wygrywał już dwukrotnie. Juergen Klopp nie ma jeszcze na konc

Zinedine Zidane z Realem Ligę Mistrzów wygrywał już dwukrotnie. Juergen Klopp nie ma jeszcze na koncie europejskiego trofeum

Foto: AFP

Są przynajmniej trzy powody, by wierzyć, że Liverpool zatrzyma Real zmierzający po kolejne trofeum: w tym roku mieliśmy ślub w brytyjskiej rodzinie królewskiej, wygraną londyńskiego klubu w Pucharze Anglii oraz Eintrachtu Frankfurt w Pucharze Niemiec. Brzmi niedorzecznie, ale do wszystkich tych zdarzeń doszło także w roku 1981, kiedy drużyna z Anfield pokonała Królewskich i zdobyła Puchar Mistrzów. Czy historia zatoczy koło?

To myślenie magiczne, ale racjonalnych przesłanek, by sądzić, że Liverpool może w sobotę wygrać z obrońcą trofeum, też nie brakuje.

– Rafa Benitez, który trenował oba zespoły, twierdzi, że Juergen Klopp ma lepszą drużynę niż ta, z którą w 2005 r. on sięgał po puchar w Stambule – mówi „Rzeczpospolitej" Rafał Nahorny, znawca angielskiego futbolu, komentujący mecze Premier League i Ligi Mistrzów w nc+. – Przy każdej okazji chwalimy ofensywny tercet Salah – Firmino – Mane, ale obrona również zrobiła postępy. Pamiętam oczywiście rewanż z Romą w półfinale, ale gdy spojrzymy na statystyki LM, okaże się, że Liverpool stracił mniej goli od Realu, zachował także więcej czystych kont.

Zadra w sercu

Bukmacherzy nieznaczną przewagę dają Królewskim, ale nie może być inaczej, kiedy dostajesz się do finału po raz czwarty w ostatnich pięciu sezonach i wszystkie poprzednie finały wygrywasz. – Klopp powiedział, że Real mógłby otworzyć sklep i handlować swoim doświadczeniem – dodaje Nahorny.

Liverpool w finale był ostatnio w 2007 r. – przegrał 1:2 z Milanem. Wtedy nikt nie przypuszczał, że wkrótce na Anfield nastaną lata chude. Szczytem był już sam awans do pucharów. Kilka miesięcy po przyjściu Kloppa Liverpool doszedł do finałów Ligi Europy i Pucharu Ligi Angielskiej, ale w obydwu przypadkach poniósł porażki.

Niemiec stoi więc przed szansą zdobycia pierwszego trofeum – i to tego najbardziej prestiżowego. Pięć lat temu był bliski sukcesu z Borussią Dortmund. Przegrana z Bayernem na Wembley podobno wciąż jest największą zadrą w jego sercu.

– Otrząsnął się szybko. Zbiera świetne recenzje w Anglii. Choć jeszcze niczego nie wygrał, niektórzy już wymieniają jego nazwisko w jednym szeregu z Bobem Paisleyem czy Kennym Dalglishem. To zasługa imponującego stylu, jaki prezentuje Liverpool – zauważa Nahorny.

Klopp po szczeblach trenerskiej drabiny wspina się sukcesywnie, Zinedine Zidane od razu wskoczył na najwyższy stopień i pokazał, że nie ma lęku wysokości. Nie ukrywa, że nie jest mistrzem taktyki, ale ma inne zalety. Pracował z wybitnymi trenerami, sam był wielką gwiazdą i nie musi się troszczyć o autorytet w szatni. W dodatku nie wie, co to porażka w europejskich pucharach.

Cienka granica

Osiem trofeów w ciągu dwóch i pół roku pracy to wynik godny podziwu. Ale kto wie, czy jeśli Realowi w sobotę powinie się noga, Zidane nie zapłaci za to głową. Już przy okazji meczów z Paris Saint-Germain w 1/8 finału mówiło się, że Francuz walczy o posadę.

Po fantastycznym ubiegłym roku Królewscy złapali zadyszkę, odpadli z Pucharu Króla, tracili także punkty w lidze i ostatecznie zajęli dopiero trzecie miejsce. Nie przeszkodziło to im jednak eliminować w LM kolejno PSG, Juventus i Bayern. Gdy dodać do tego, że w grupie mierzyli się z Tottenhamem i Borussią Dortmund, wyjdzie na to, że mieli drogę najtrudniejszą z możliwych.

Ale w przypadku takiego klubu jak Real granica między nieśmiertelnością a przeciętnością jest bardzo cienka. Mogą trzeci raz z rzędu wygrać Champions League, mogą też zostać z pustymi rękami.

– Myślałem, że ten głód sukcesów będzie atutem Liverpoolu. Ale Zidane przekonuje, że nie zna zespołu bardziej żądnego trofeów niż Real. Tak działa na nich świadomość, że mogą znów przejść do historii – tłumaczy Nahorny i dodaje, że istotną kwestią będzie umiejętność przygotowania piłkarzy po zakończeniu sezonu. O ile Real ostatnie ligowe spotkanie grał w miniony weekend i jest w rytmie meczowym, to Liverpool miał dwutygodniową przerwę.

Choć w obydwu drużynach jest wielu świetnych zawodników, to w finale oczy wszystkich kibiców zwrócone będą na Mohameda Salaha i Cristiano Ronaldo. Obaj strzelili w tym sezonie po 44 bramki. Czy niedługo zagrają razem w Madrycie?

– Liverpool nie chce być traktowany jak klub sprzedający swoje gwiazdy, więc zrobi wszystko, by zatrzymać Salaha. Ale jeśli przyjdzie oferta, którą grzechem byłoby odrzucić, pewnie amerykańscy właściciele ją rozważą. To musiałaby być jednak ogromna kwota, bo Egipcjanin czuje się na Wyspach znakomicie – zaznacza Nahorny.

Nagłe zwroty akcji

Pojawiły się głosy, że Liverpool pozwoli odejść Salahowi w przypadku zwycięstwa w Champions League. Ale czy wówczas władze klubu z Anfield nie powiedzą: „Po co masz wyjeżdżać, skoro to my jesteśmy najlepsi"?

– Niewykluczone, że umówią się, by pograł jeszcze przez rok, a później nie będą mu robić problemów. Mam wrażenie, że Salah zdaje sobie sprawę, jak dużo zawdzięcza Liverpoolowi – przyznaje Nahorny,

Dyskusja na temat przydatności Egipcjanina w Madrycie już ruszyła. Vicente del Bosque, który zanim zdobył z reprezentacją Hiszpanii mistrzostwo świata i Europy, poprowadził dwukrotnie Real do triumfu w LM (2000 i 2002), uważa, że żaden z zawodników Liverpoolu – nawet Salah – nie miałby miejsca w składzie Królewskich. Twierdzi także, że zespół Zidane'a wygra w sobotę aż 4:1.

– Przypomnę tylko, że del Bosque wystąpił w finale z Liverpoolem w 1981 r. – ostatnim, jaki Real przegrał. W Madrycie byli wtedy tacy piłkarze jak Uli Stielike, Santillana, Juanito czy Jose Antonio Camacho. Wcale nie gorsi niż ci z Anfield. Del Bosque ma prawo do takiej opinii, ale traktowałbym ją z rezerwą – opowiada Nahorny. – Choć oczywiście tak wysokiego wyniku wykluczyć nie można. Wiemy, jak nieprzewidywalny potrafi być Liverpool. Najlepiej charakteryzuje go określenie: „nagłe zwroty akcji". Sądzę jednak, że mecz w Kijowie będzie bardziej wyrównany, a o zwycięstwie zadecyduje jeden gol. ©?

Transmisja w sobotę o 20.45 w TVP 1, Canal+ i Canal+ 4K

Są przynajmniej trzy powody, by wierzyć, że Liverpool zatrzyma Real zmierzający po kolejne trofeum: w tym roku mieliśmy ślub w brytyjskiej rodzinie królewskiej, wygraną londyńskiego klubu w Pucharze Anglii oraz Eintrachtu Frankfurt w Pucharze Niemiec. Brzmi niedorzecznie, ale do wszystkich tych zdarzeń doszło także w roku 1981, kiedy drużyna z Anfield pokonała Królewskich i zdobyła Puchar Mistrzów. Czy historia zatoczy koło?

To myślenie magiczne, ale racjonalnych przesłanek, by sądzić, że Liverpool może w sobotę wygrać z obrońcą trofeum, też nie brakuje.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego
Piłka nożna
Barcelona i Robert Lewandowski muszą już myśleć o przyszłości
Piłka nożna
Ekstraklasa. Lechia Gdańsk i Arka Gdynia blisko powrotu do elity
Piłka nożna
Hiszpańskie media po Real - Barcelona. "To wstyd dla świata futbolu"