Powiem nieskromnie, że tak. Widać, że odrobili pracę domową i przeanalizowali grę naszych piłkarzy. Ale my też obserwujemy przeciwników. Chcemy grać w swój sposób, ale gdy wymagają tego okoliczności, pewne rzeczy zmieniamy, w zależności od rywala.
Rok temu po 26 kolejkach traciliście siedem punktów do prowadzącej Lechii, dziś sytuacja jest podobna – strata do lidera Legii wynosi osiem punktów. To dużo czy mało?
Do rozegrania pozostało 11 meczów. Wszystko jest jeszcze możliwe, ale Legia to drużyna o bardzo dużym potencjale i jeśli nie zdarzy się jej nic złego, konkurencji nie będzie łatwo odrobić tej różnicy. Ścigamy Legię nie tylko my. Mamy punkt przewagi nad Cracovią, Śląskiem i Lechem, dwa nad Pogonią Szczecin. Stawka jest wyrównana.
Dla was przerwa wypadła w najgorszym momencie. Po tym, jak pokonaliście Legię i awansowaliście na drugie miejsce...
To był dla nas bardzo dobry okres. Wygraliśmy dwa spotkania z rzędu (wcześniej z Arką Gdynia – przyp. red.), które dały nam pozycję wicelidera. Zwyciężyć w Warszawie, nawet w przewadze jednego zawodnika, to nie jest prosta sprawa. Zwłaszcza patrząc na to, jak Legia radziła sobie na własnym stadionie. Czas pokaże, jak zespoły przepracowały tę dwumiesięczną przerwę. Długo nie mogliśmy w ogóle trenować, później ćwiczyliśmy w małych grupach, nie wolno było rozgrywać sparingów, które dałyby odpowiedź, co można poprawić, nie mówiąc o budowaniu dyspozycji meczowej piłkarzy. Normalnie po okresie przygotowawczym my, trenerzy, powtarzamy, że pierwsze spotkanie będzie niewiadomą. Teraz tym bardziej.