Również nagroda za konsekwencję w działaniu i gospodarne zarządzanie środkami finansowymi. Pochwała budowania, a nie myślenia magicznego i miotania się między kolejnymi koncepcjami. Trenowania, a nie tylko kupowania – chociaż w Gliwicach też przeprowadzono transfery, i były to transfery dobre. Innymi słowy, mistrzostwo dla Piasta to efekt tego wszystkiego, czego od lat brakuje w Warszawie czy Poznaniu. Ale to nie znaczy, że ta historia musiała się wydarzyć.
Latem zeszłego roku Waldemar Fornalik w ostatniej kolejce uratował dla Piasta ekstraklasę. W decydującej kolejce grupy spadkowej jego piłkarze pokonali 4:0 rywala z Niecieczy. Aż dziewięciu zawodników z tamtego meczu, wystąpiło także w niedzielę w spotkaniu przeciwko Lechowi Poznań (1:0), po którym tytuł po trzech dekadach wrócił na Górny Śląsk. Niewiele jednak brakowało, by to mecz z Niecieczą był ostatnim dla Fornalika w Piaście. W klubie dość poważnie zastanawiano się wówczas nad zwolnieniem trenera. Na tyle poważnie, że informacje o rozmowach z ewentualnym następcą – Arturem Skowronkiem – wyciekły do mediów.
Na ile faktycznie Fornalik był bliski utraty pracy, dziś trudno jednoznacznie określić. Ktoś musiał położyć głowę pod topór za słaby sezon 2017/2018, bo spodziewano się, że Piast będzie walczył o grupę mistrzowską, a nie drżał do ostatniej kolejki o ligowy byt. W końcu padło na dyrektora sportowego – zatrudnionego siedem miesięcy wcześniej Jacka Bednarza. Na tym rewolucja się jednak skończyła, a Fornalikowi pozwolono pracować dalej.
Na szczęście dla Piasta, bowiem tylko z Fornalikiem historia „polskiego Leicester" mogła się ziścić. Gdy w 1989 roku ostatni klub z Górnego Śląska sięgał po mistrzostwo, Fornalik również był uczestnikiem tamtych zdarzeń. To też było rozstrzygnięcie, którego nikt się nie spodziewał – dość powiedzieć, że Ruch Chorzów właśnie wracał do ligi po rocznej banicji na zapleczu. Pierwszy i jedyny raz beniaminek został mistrzem Polski. W ataku błyszczał wówczas Krzysztof Warzycha, w środku pomocy przyszły olimpijczyk z Barcelony Dariusz Gęsior, a solidnym obrońcą był 26-letni wówczas Fornalik.
Istnieje wielka pokusa, by przedstawiać triumf Piasta jako porażkę przede wszystkim Legii, pisać o zmarnowanym sezonie Lecha, pastwić się nad Lechią Gdańsk, która po zdobyciu Pucharu Polski na początku maja, przestała wygrywać w lidze. Wielką niesprawiedliwością byłoby jednak przedstawiać mistrzostwo dla Piasta jako niezasłużone czy też przypadkowe. To ekipa Fornalika wygrała najwięcej meczów, strzeliła najwięcej goli w grupie mistrzowskiej, straciła najmniej w całej ekstraklasie, miała najlepszy bilans bramkowy. Runda finałowa to był popis klubu z Gliwic, który nie przegrał meczu i odrobił siedmiopunktową stratę do Legii i Lechii.