Rysio, elegancki warszawiak starej daty

Mija dziesięć lat od śmierci Ryszarda Kuleszy, trenera reprezentacji Polski, który od zwycięstwa nad Maltą rozpoczął eliminacje do mistrzostw świata w Hiszpanii.

Aktualizacja: 17.05.2018 23:08 Publikacja: 17.05.2018 22:37

Rysio, elegancki warszawiak starej daty

Foto: Bogaerts, Rob / Anefo [CC BY-SA 3.0 nl (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/nl/deed.en)], via Wikimedia Commons

Ale na mundial 1982 nie pojechał. Nim zawodnicy pokonali Maltę, upili się w noc poprzedzającą odlot, czego konsekwencją stały się sceny na lotnisku, nazwane „aferą na Okęciu".

Ryszard Kulesza był przyzwoitym człowiekiem, któremu zachowania niegodne reprezentanta Polski nie przychodziły do głowy, więc nie bardzo wiedział, jak na nie zareagować.

Kiedy kibice czekali na radykalne decyzje, z bezwzględną dyskwalifikacją Józefa Młynarczyka, Zbigniew Bońka, Stanisława Terleckiego i Władysława Żmudy, on przyjął postawę zatroskanego ojca, szukającego honorowego wyjścia dla wszystkich. Stracił stanowisko, ale czy przegrał?

Te wstydliwe wydarzenia przypadły na koniec 1980 roku. Piłkarze opacznie zrozumieli kilkumiesięczny „festiwal wolności". W styczniu roku następnego prezes PZPN, prokurator wojskowy generał Marian Ryba przeprowadził w związku pokazowy proces. Przypominał stalinowskie czasy i był zbyt stresujący dla ludzi mających poczucie honoru oraz sprawiedliwości. Ryszard Kulesza i przewodniczący Wydziału Dyscypliny PZPN, pułkownik Wojska Polskiego Stefan Bomba podali się wtedy do dymisji. Niecały rok później wprowadzono stan wojenny i generał poczuł się jak ryba w wodzie.

Kulesza miał szczęście chyba tylko raz w życiu. Kiedy podczas powstania warszawskiego, wrzucony przez niemieckiego żołnierza pod czołg, zdołał na czworakach uciec przed gąsienicami. W tym samym czasie jego ojciec został rozstrzelany. Trzynastoletni chłopak musiał dawać sobie radę sam.

Został piłkarzem Polonii, ale nie wziął udziału w jej najważniejszym meczu: finale Pucharu Polski z Legią w roku 1952. Był rezerwowym.

Jako trener klubowy Kulesza też miewał stresy. Pełen zapału zaczął pracę w Lechii, ale gdańscy piłkarze mieli inne kalkulacje. Kiedy zorientował się, że niektóre mecze przegrywają zbyt łatwo, zrezygnował. Nigdy nie trenował polskiego klubu w ekstraklasie.

Dobrze znał realia, więc kiedy w roku 1993, w ostatniej kolejce rozgrywek Legia pokonała w Krakowie Wisłę 6:0, miał takie same wątpliwości co do czystości gry jak wielu innych fachowców. „Cała Polska widziała" – grzmiał słusznie ze związkowej trybuny, co miało wpływ na pozbawienie Legii tytułu. Od tamtej pory Kulesza, warszawiak, uczestnik powstania, człowiek o kryształowym charakterze, miał zakaz wstępu na stadion przy Łazienkowskiej, wydany przez tamtejsze kibolstwo.

Kiedy już się wydawało, że przynajmniej pod względem ekonomicznym stanie na nogi, wszystko, co zarobił w pracy z reprezentacją Tunezji i klubami marokańskimi, padło łupem złodziei.

Dla środowiska piłkarskiego był „Rysiem" – mimo przeciwności losu zawsze uśmiechniętym, życzliwym, staroświecko eleganckim człowiekiem o zadbanych włosach, w wypastowanych, lśniących butach. Jednym z najbardziej wartościowych, jacy pracowali w PZPN. Spoczywa na cmentarzu czerniakowskim, w pobliżu grobu Stanisława Barei.

Ale na mundial 1982 nie pojechał. Nim zawodnicy pokonali Maltę, upili się w noc poprzedzającą odlot, czego konsekwencją stały się sceny na lotnisku, nazwane „aferą na Okęciu".

Ryszard Kulesza był przyzwoitym człowiekiem, któremu zachowania niegodne reprezentanta Polski nie przychodziły do głowy, więc nie bardzo wiedział, jak na nie zareagować.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący
Piłka nożna
Pięciu polskich sędziów pojedzie na Euro 2024. Kto znalazł się na tej liście?
Piłka nożna
Inter Mediolan mistrzem Włoch. To będzie nowy klub Piotra Zielińskiego