Pieczątkę pod sukcesem Legii postawił w środę Raków Częstochowa, który remisując z Jagiellonią Białystok, stracił szansę na tytuł. To 15. mistrzostwo dla klubu z Łazienkowskiej. Legia została najbardziej utytułowanym ligowcem, wyprzedzając Ruch Chorzów i Górnika Zabrze, które mają na koncie po 14 triumfów.
Wygrał klub najbogatszy (roczny budżet Legii to ok. 110 mln zł, Lech ma o prawie 35 mln mniej), który płaci piłkarzom najwięcej, ma kadrę uzbrojoną w reprezentantów kilku krajów. Innego mistrza niż Legia w ciągu ostatnich dziewięciu lat widzieliśmy tylko dwa razy.
Zespół do tytułu poprowadził Czesław Michniewicz, który w połowie września zastąpił Aleksandara Vukovicia. Związek rodził się w bólach, bo kiedy Michniewicz początkowo łączył pracę w klubie i kadrze młodzieżowej, Legia przegrała walkę o Superpuchar Polski z Cracovią i odpadła z rozgrywek Ligi Europy po dwumeczu z azerskim Karabachem Agdam.
Przełomowa dla warszawskiej drużyny była otwierająca wiosnę porażka z Podbeskidziem. Michniewicz zmienił ustawienie zespołu i postawił na coraz modniejszą w polskiej lidze taktykę z trzema stoperami oraz wahadłowymi. Jego zespół zaczął grać skutecznie i efektownie. Legia już nie przegrała, zwyciężając 9 z 12 kolejnych meczów.
51-letni szkoleniowiec odbudował formę Bartosza Kapustki i znalazł na boisku właściwe role dla Serba Filipa Mladenovicia oraz Chorwata Josipa Juranovicia. Większość transferów przeprowadzonych latem okazała się bombą z opóźnionym zapłonem. Nieporozumieniem było jedynie wypożyczenie Ekwadorczyka Joela Valencii.