Do weekendu relacje między nimi wyglądały zupełnie inaczej. Agnelli pełnił funkcję prezesa Europejskiego Stowarzyszenia Klubów (ECA), a Mioduski był członkiem zarządu. Pracowali razem na rzecz klubów i dbali o dobre relacje z UEFA.
ECA to stowarzyszenie zrzeszające ponad 200 klubów, podzielonych na cztery kategorie. Juventus zajmuje niezmiennie miejsce w kategorii pierwszej, a Legia zaliczana jest do trzeciej.
Dariusz Mioduski po przeprowadzonej w ostatnich dniach rekonstrukcji został członkiem Komitetu Wykonawczego, czyli w praktyce wiceprzewodniczącym. Nowym prezesem (po Agnellim) został szef Paris Saint-Germain szejk Nasser al-Khelaifi. Pozostali członkowie Komitetu Wykonawczego to Michael Gerlinger (Bayern Monachium) – pierwszy wiceprzewodniczący, Edwin van der Sar (Ajax Amsterdam) i Aki Riihilahti (HJK Helsinki).
– Praca ECA sprowadza się do ciągłych negocjacji. Nie ma tam pełnej demokracji. Najwięcej do powiedzenia mają przedstawiciele pięciu czołowych lig. Każdy ma swoje priorytety i interesy. Chodzi o to, żeby uzyskać kompromis. U źródeł konfliktu nie był projekt UEFA, dotyczący systemu rozgrywek pucharowych. Oczywiście było ważne, czy w rozgrywkach będzie brało udział 32 czy 36 zespołów. Dyskusje dotyczyły tego, kto będzie tym zarządzał i to wszystko kontrolował. Tu było źródło potencjalnego konfliktu. Kluby w tym sporze reprezentowała ECA. Nie mieliśmy świadomości, że ci, którzy prowadzili negocjacje, sami utworzą Superligę – mówi Mioduski.
Format Ligi Mistrzów zaakceptowano po dyskusjach dwa tygodnie wcześniej. Ustalono, że z grupy klubów niżej notowanych w rankingu łatwiejszy dostęp do fazy grupowej będzie miało nie czterech mistrzów krajowych, ale pięciu. Ta zmiana jest kluczowa z punktu widzenia takich krajów, jak Polska i jej mistrz – Legia. Zwiększono liczbę miejsc o osiem w pozostałych dwóch rozgrywkach. Cztery w Lidze Europy i cztery w nowej Conference League. Zwiększono liczbę meczów, bo od tego zależą wpływy dla klubów.