Lenina znamy jako bezwzględnego zawodnika, prącego po trupach do zwycięstwa, notorycznie faulującego, wynalazcę czerwonych kartek dla przeciwników, zostańmy więc przy Robinsonie.
Był on bramkarzem klubów Derby County, Southampton, Stoke i paru innych, a na przełomie XIX i XX wieku jedenaście razy wystąpił w reprezentacji Anglii. Krótko mówiąc: był na swojej pozycji najlepszy.
Bronił ubrany w jasny sweter i wielką czapkę z daszkiem. Przy ładnej pogodzie łapał piłkę gołymi rękami, a kiedy padało wkładał wełniane rękawiczki z naszytymi kawałkami skóry. Podobno uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zapamiętano go jednak nie z tych powodów, ale stylu, w jakim bronił.
Robinson był jednym z pierwszych bramkarzy (obok Jacka Hillmana z Burnley i Williama Roberta Moona z Corinthians), którzy broniąc, nie czekali, aż piłka w nich trafi, tylko odrywali się od ziemi, czyli „się rzucali".
W Anglii to była nowość, ale nie żeby od razu robić z tego wielkie halo. Jednak gdy w roku 1899 Southampton odbywało tournée po Austro-Węgrzech, gra Robinsona zrobiła na widzach tak duże wrażenie, że od tej pory nazywano ją „robinsonadą".