– Czuję się dobrze. Wszystko jest w porządku – słowa, na które czekali kibice Bayernu, padły z ust Lewandowskiego w wielkanocną niedzielę. Pierwszy raz po kontuzji barku trenował on z drużyną na pełnych obrotach.
Gdyby nie musiał pauzować za kartki, zagrałby już w sobotnim meczu z Bayerem Leverkusen. Kolegów dopingował w domu przed telewizorem, a uśmiech na twarzy i kciuk uniesiony w górę potwierdzały, że na rewanż w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Realem będzie gotowy.
Jak wiele traci Bayern bez niego, można było się przekonać w Leverkusen (0:0), ale przede wszystkim w pierwszym spotkaniu z Królewskimi (1:2). „Mueller to nie Lewandowski. Jego nie da się zastąpić" – pisały zgodnie niemieckie gazety od „Kickera" przez „Spiegla" po „Süddeutsche Zeitung", ubierając polskiego snajpera w szaty superbohatera z komiksów Marvela.
Mecz z Realem pokazał również, że Lewandowski jest niezastąpiony przy wykonywaniu rzutów karnych. Jedenastka, zmarnowana przez Arturo Vidala, pozwoliła rywalom złapać wiatr w żagle, a dwa trafienia Cristiano Ronaldo postawiły Bayern pod ścianą.
Wygrać na Santiago Bernabeu, strzelając przynajmniej dwa gole – to będzie bardzo trudne, nawet z Lewandowskim i Manuelem Neuerem w bramce. Zwłaszcza że kłopoty wcale mistrzów Niemiec nie opuszczają. Javi Martinez jest zawieszony za kartki, urazu doznał Jerome Boateng, nie wiadomo, czy zagra Mats Hummels. Jak w takiej sytuacji załatać dziurę w środku obrony? Carlo Ancelotti musi wymyślić plan B.