– Dla własnego zdrowia wolałbym spokojniejsze mecze – mówił po spotkaniu z Czechami selekcjoner Błażej Korczyński. W Opolu jego podopieczni wygrali 8:5 i zapewnili sobie awans na ME. Dla Polaków będzie to dopiero trzecie futsalowe Euro, wciąż czekają na zwycięstwo w tym turnieju.
Może być o nie łatwiej, bo po raz pierwszy w mistrzostwach uczestniczyć będzie aż 16 drużyn. Nowości, wskazujących na to, że UEFA postawiła mocniej na futsal, jest zresztą więcej, np. zmieniono system kwalifikacji tak, by rozciągnąć zainteresowanie futsalem w czasie.
Drużyna Korczyńskiego miała w eliminacjach trudne zadanie. Portugalia to obrońca tytułu, Czechy to jeden z zaledwie sześciu europejskich uczestników mistrzostw świata. Choć po środowej wygranej futsalową Polskę ogarnęła euforia, to zaraz po niej rozpoczęła się walka ważniejsza nawet od wyniku na Euro – o przebicie się do świadomości szerszej rzeszy kibiców.
Daleko bowiem „młodszemu bratu piłki nożnej" do innych halowych sportów. W powszechnej świadomości w futsal grają „panowie z brzuszkiem", ewentualnie zawodnicy, którzy zrozumieli, że nie zrobią kariery na trawie.
Niezupełnie bez racji, bo trudno przypuszczać, by obiecujący piłkarz rezygnował z kariery i półamatorsko biegał po parkietach. Choć takich, którzy zaczynali od futsalu, jest bez liku – od Neymara i Leo Messiego, po Maxa Kilmana, obrońcę Wolverhampton, który jeszcze trzy lata temu grał w amatorskiej futsalowej reprezentacji Anglii w sparingach z Polakami. Najnowszy przykład to 17-letni Kayky, już okrzyknięty „nowym Neymarem", który za 10 mln euro z bonusami przejdzie po osiągnięciu pełnoletności do Manchesteru City. Brazylijczyk jest owocem wdrożenia w 2008 we Fluminese metodologii szkolenia, zakładającej grę tylko w futsal do dziesiątego roku życia, a pełne przejście na boisko trawiaste dopiero w wieku 13 lat.