– To musiała być Barcelona – komentował wyniki losowania Ole Gunnar Solskjaer.
– Dostałem mnóstwo wiadomości od kolegów, którzy przekonywali, że to wydarzy się ponownie. Grałem z numerem 20, a wszystko działo się 20 lat temu.
Trudno się dziwić ekscytacji trenera Manchesteru United, że będzie miał okazję powrócić na Camp Nou. Przecież tam strzelił najważniejszego gola w karierze (dającego zwycięstwo nad Bayernem w 1999 roku). To był przedostatni wygrany finał przez Czerwone Diabły. Dziewięć lat później po rzutach karnych pokonały Chelsea, a w 2009 i 2011 roku uległy Barcelonie.
Spory udział miał w tym Leo Messi, ale – jak przypomina hiszpańska „Marca" – Old Trafford, na którym odbędzie się w środę pierwsze spotkanie, to jeden z nielicznych stadionów, na których Argentyńczyk nie zdobył jeszcze bramki. Przełamanie może się okazać niezbędne, by Katalończycy po trzech z rzędu nieudanych próbach wreszcie awansowali do półfinału.
Dla United ten dwumecz to szansa, by wrócić na salony. Po odejściu sir Aleksa Fergusona na emeryturę ledwie raz – w 2014 roku – dotarli do najlepszej ósemki Champions League. Później było już tylko gorzej, z marazmu i przeciętności wyrwał ich trochę triumf w Lidze Europy (2017). Ale dopiero niedawna wygrana z Paris Saint-Germain, a w zasadzie bardziej okoliczności, w jakich do niej doszło, były sygnałem, że drużyna zmierza we właściwym kierunku. Pokazuje charakter, z jakiego słynęła ekipa Fergusona.