Do Adama Nawałki zwolnionego z Lecha Poznań i Ricardo Sa Pinto, któremu wskazano drzwi w Legii, dołączali kolejni koledzy po fachu.
Najpierw, godzinę przed derbowym meczem z Lechią Gdańsk, poinformowano, że od następnego spotkania trenerem Arki Gdynia już nie będzie Zbigniew Smółka, a w środę zwolniony został Kibu Vicuna z Wisły Płock. Jego następcą jest Leszek Ojrzyński. W kontekście Arki wymienia się nazwisko Jana Urbana.
Tym samym w przynajmniej trzech klubach (Legii, Lechu i Wiśle Płock) w tym sezonie pracować będzie po trzech trenerów. Legia powtarza zeszłoroczny scenariusz. Wtedy ryzyko się opłaciło i trzeci ze szkoleniowców (Dean Klafurić zastępujący Romeo Jozaka, który został zatrudniony w miejsce Jacka Magiery) sięgnął po tytuł. Dziś Klafurić jest już tylko wspomnieniem przy Łazienkowskiej, ale właściciel klubu i prezes w jednej osobie Dariusz Mioduski wciąż pamięta, w jaki sposób sięgnął po trofeum. A skoro raz się udało, to dlaczego miałby znów nie spróbować?
Od kiedy Mioduski jest samodzielnym właścicielem i prezesem klubu, w Legii pracowało pięciu trenerów. Mioduski wziął pełną odpowiedzialność za klub w marcu 2017 roku, łatwo więc policzyć, że kolejnych szkoleniowców zwalniał po niecałych pięciu miesiącach. Aleksandar Vuković, któremu pomaga inny były piłkarz Legii Marek Saganowski, ma zapewnienie, że będzie pracował do końca sezonu.
Sa Pinto w żadnym klubie nie wytrzymał dłużej niż rok, dlatego podpisanie z nim trzyletniej umowy od początku budziło poważne wątpliwości i teraz prezes Mioduski za tę decyzję zapłaci.