Dwa tygodnie po przełożeniu mistrzostw Europy przedstawiciele 55 federacji i szefowie UEFA spotkali się ponownie, by rozważyć scenariusze dotyczące zakończenia rozgrywek ligowych i pucharowych.
Przez ten czas futbolowy krajobraz zmienił się diametralnie. Wszystkie optymistyczne założenia musiały ulec weryfikacji, a wyznaczanie kolejnych terminów przypomina wróżenie z fusów. Pewne jest jedno: polska Ekstraklasa, podobnie jak wszystkie wielkie ligi – od angielskiej przez niemiecką i francuską po hiszpańską i włoską – w kwietniu na boiska nie wrócą. Ustalono, że sezon nie musi skończyć się 30 czerwca. Będzie można grać także w lipcu.
Aby zwolnić dodatkowe terminy, zrezygnowano z czerwcowych meczów towarzyskich. To oznacza, że reprezentacja Polski nie spotka się wtedy z Finlandią i Ukrainą. Nie dojdzie też do baraży o Euro 2020, które miały wyłonić czterech ostatnich finalistów, w tym jednego z grupowych rywali Polaków. Przesunięto je na początek września, kiedy ruszy druga edycja Ligi Narodów.
– Żaden z zaplanowanych sparingów kadry nie zostanie anulowany. Z Finlandią i Ukrainą zmierzymy się jesienią dzięki temu, że terminy przeznaczone na mecze reprezentacyjne zostaną dwa razy wydłużone o jeden dzień i będziemy mogli rozegrać trzy spotkania kadry, a nie jak dotychczas dwa, na przykład w układzie środa – sobota – środa. Z Rosją i Islandią, z którymi mieliśmy pierwotnie grać w czerwcu, spotkamy się natomiast w przyszłym roku przed Euro – mówi „Rz" sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki.