Od dawna było wiadomo, że to nie będą zwykłe kwalifikacje, że ich tempo będzie wymagać od trenerów umiejętnego gospodarowania siłami zawodników, że dziesiątkować zespoły będą nie tylko kontuzje, ale też koronawirus i przymusowe kwarantanny, a przez restrykcje w podróżowaniu niektóre mecze trzeba będzie przenieść na neutralny teren.
Władze Światowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) nie spodziewały się jednak, że futbolowy spektakl zejdzie na drugi plan i na wierzch wypłyną wszystkie niezałatwione sprawy. Albo myślały, że wszystko przykryje pandemia.
Nie przykryła, każdy dzień dostarcza nowego paliwa do krytyki, brak VAR prowadzi do wypaczania wyników, a kolejne reprezentacje próbują wywrzeć na FIFA presję, by zareagowała na łamanie praw człowieka przez gospodarzy przyszłorocznego mundialu.
W lutym brytyjski „Guardian" opublikował raport, z którego wynika, że podczas budowy stadionów i infrastruktury na mistrzostwa przez dziesięć lat zginęło 6,5 tysiąca pracowników z Indii, Pakistanu, Nepalu, Bangladeszu i Sri Lanki.
Norweski klub Tromsoe IL wezwał do bojkotu turnieju, do protestu dołączyły kolejne drużyny i kibice. Pojawiły się apele, by w przypadku awansu Norwegia nie jechała na mundial. – Katar nie powinien otrzymać prawa organizacji imprezy, ale bojkot nie rozwiąże problemu – mówi jednak selekcjoner Staale Solbakken.