Od 2001 roku tylko cztery razy zdarzyło się, by ligę wygrał zespół spoza Krakowa i Warszawy. Dwukrotnie duopol ten rozbił Lech (2010 i 2015). W 2007 roku udało się to Zagłębiu Lubin, a pięć lat później Śląskowi Wrocław. Resztą tytułów Wisła i Legia dzieliły się po równo. Nic dziwnego, że bilety na niedzielny klasyk rozeszły się błyskawicznie.
Ale jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że do tego meczu nie dojdzie. Wisła tonęła w długach, była bliska bankructwa i wycofania z ekstraklasy. Dziś walczy o awans do grupy mistrzowskiej. Przed przerwą na eliminacje Euro 2020 wygrała derby Krakowa (3:2) – było to jej czwarte z rzędu zwycięstwo nad Cracovią, takiej serii nie zanotowała od pół wieku.
Duży wkład w przedłużenie tej passy miał Jakub Błaszczykowski, zdobywając gola i dokładając asystę. Powrót byłego kapitana reprezentacji na krajowe boiska działa na wyobraźnię całego piłkarskiego środowiska. Prezes Legii Dariusz Mioduski przyznał właśnie, że chciałby iść podobną drogą co Wisła i sprowadzać gwiazdy mające na koncie występy w kadrze. A najbardziej marzy mu się transfer Roberta Lewandowskiego. – Chciałbym, żeby zagrał u nas przed zakończeniem kariery – mówi Mioduski.
Prezes mistrzów Polski zdaje sobie jednak sprawę, że to może być ponad siły klubu. Nie tylko ze względów finansowych. Jego poprzednicy pożegnali się z młodym Lewandowskim w nieładnych okolicznościach. Rozwiązali z nim kontrakt, zostawili na pastwę losu z poważną kontuzją. Lewandowski, by grać po wyleczeniu, przeniósł się z rezerw Legii do Znicza Pruszków.
Niedzielny szlagier zyskał dodatkowy smaczek po tym, jak w ratowanie Wisły zaangażował się były współwłaściciel Legii Bogusław Leśnodorski.