Zespół z Gliwic prowadzony przez Waldemara Fornalika odniósł piąte zwycięstwo z rzędu (tym razem nad Miedzią). Legia w tygodniu skompromitowała się w Częstochowie. 19-krotny zdobywca Pucharu Polski nie obroni trofeum, bo zaprezentował poziom niegodny mistrza.
Sobotni mecz ligowy ze Śląskiem miał być zmazaniem plamy. Udało się tylko ze względu na wynik. Mistrz Polski wygrał 1:0, po bramce Carlitosa z rzutu karnego. Ale widzowie przy Łazienkowskiej mogli czuć niedosyt. Nie widać było różnicy w grze między kandydatem do tytułu a drużyną, broniącą się przed spadkiem.
Trener Legii Ricardo Sa Pinto powiedział, że cel, jakim było wywalczenie trzech punktów, został osiągnięty, a każdy, kto krytykuje Legię, powinien wziąć pod uwagę fakt, że drużyna rozegrała trzy mecze w tygodniu i może być zmęczona.
Niewątpliwie, ale kibice oczekują stabilizacji na wysokim poziomie, a zamiast tego mają w każdym meczu inny skład i wewnętrzne gierki. Arkadiusz Malarz siedzący na trybunach, gdy nie może grać Radosław Majecki, to nie jest miły widok.
Czekanie na to, czy po meczu Sa Pinto poda rękę grającemu dla Śląska Krzysztofowi Mączyńskiemu, którego wyrzucił z Legii, było ciekawsze od gry. Oczywiście żaden z nich nie wyciągnął ręki, a do tego Cafu dostał czerwoną kartkę za próbę oplucia Arkadiusza Piecha. Żal, że z meczu zapamiętuje się głównie takie sytuacje.