Mistrz Polski jest silny słabością rywali. Wprawdzie zgodnie z przewidywaniami pokonał w Warszawie Wartę, ale stracił przy tym trochę nerwów. Kiedy mecz zaczyna się od prowadzenia 1:0, to można sobie pozwolić na luz. Ale Jan Grzesik sam nie wie, jak strzelił bramkę zza narożnika pola karnego, bo piłka mu zeszła, a Artur Boruc zachował się tak, jak to kiedyś miał w zwyczaju David Seaman. Trudno go winić, to się zdarza.
Legia odpowiedziała golem Pawła Wszołka, w drugiej połowie trafienie dołożył bohater dnia – Mladenović. Ale kiedy goście po przypadkowym karnym zmniejszyli straty do jednej bramki, zrobiło się nerwowo.
Wszołek i Mladenović strzelili gole także w listopadowym spotkaniu, wygranym przez Legię 3:0. Można powiedzieć, że od tamtej pory to Warta zrobiła postęp.
Niecodzienną końcówkę meczu oglądaliśmy w Białymstoku. Sędzia pokazał czerwone kartki dwóm zawodnikom Jagiellonii i jednemu Pogoni. Żółte wyciągał aż dziesięć razy. Sędzią był Damian Sylwestrzak z Wrocławia. We wtorek kończy 29 lat i nieźle zaczyna, bo bodaj wszystkie jego decyzje były uzasadnione.
Pogoń zwyciężyła 1:0 po bramce Michała Kucharczyka, jest druga w tabeli, ale traci do Legii siedem punktów. Problemem Pogoni i Rakowa, goniących lidera, jest niestabilna forma. Przed tygodniem szczecinianie ulegli na własnym boisku Lechowi. Raków odrobił wprawdzie w sobotę dwubramkową stratę w Płocku, ale tydzień temu też ledwie zremisował z Cracovią. A Legia jak rzemieślnik: robi swoje. Wiosną w lidze przegrała tylko raz.