Coś złego dzieje się z Jagiellonią. Przed tygodniem w ostatniej chwili dała sobie odebrać zwycięstwo w spotkaniu z Górnikiem w Białymstoku, teraz była wyraźnie słabsza od Śląska we Wrocławiu. Wiosnę Jaga zaczęła od dwóch zwycięstw, a potem coś się zacięło. W zimie odeszli trzej piłkarze, których brak jest odczuwalny: Przemysław Frankowski, Cillian Sheridan i Karol Świderski.
Dla Śląska to było trzecie z rzędu zwycięstwo na swoim stadionie. Cracovia wygrała na swoim boisku piąty raz z kolei. 2:1 z broniącym się przed spadkiem Zagłębiem Sosnowiec to nie jest wielkie osiągnięcie, tym bardziej, że Pasy (fakt, że na fatalnym boisku) ze słabszym przeciwnikiem bardzo się męczyły.
To, co Wisła zrobiła w Kielcach, zostanie zapisane na kartach historii klubu. Trudna sytuacja Białej Gwiazdy sprawia, że na jej mecze patrzy się z życzliwą wyrozumiałością. Wisła nie jest faworytem żadnego spotkania, chociaż przecież kilku niezłych zawodników ma. Tydzień temu patrzyła, jak Pogoń wbija jej gole, i ocknęła się dopiero w ostatnich minutach. Teraz też zaczęła od straty, Korona prowadziła 1:0, 2:1, ale potem zachowywała się, jakby jej nie zależało albo jakby nie wierzyła, że może jej się stać coś złego.
Wisła nie kalkulowała. Zwycięstwo 6:2, zwłaszcza w tych okolicznościach, jest niezwykłe. Krakowianie nie strzelali tylu bramek nawet w czasach Tomasza Frankowskiego i Macieja Żurawskiego. Tym razem zastąpił ich Krzysztof Drzazga, popisując się hat trickiem. To piłkarz, który jeszcze jesienią grał w Puszczy Niepołomice, tydzień temu wszedł z ławki i generalnie nie zachwyca. I nagle został bohaterem. Bramkę zdobył też Jakub Błaszczykowski.
Legia pokonała w Gdyni Arkę zgodnie z oczekiwaniami, ale w nieoczekiwanych okolicznościach. Boisko przypominało kartoflisko, obydwie drużyny męczyły się na nim, o przeprowadzenie ładnych akcji było trudno. Udało się Legii po kontrze, którą efektownie wykończył Sandro Kulenović. Wcześniej piękną bramkę strzelił Carlitos. Arka nie poddała się ani na chwilę. Mimo że przechodzi wyraźny kryzys, w tym roku jeszcze nie wygrała, walczyła nad podziw. I była bliska wyrównania. Parada Radosława Majeckiego po strzale Aleksandyra Kolewa być może zostanie uznana za najlepszą obronę bramkarza w sezonie.
Jedynego gola dla Arki strzelił głową Maciej Jankowski. Bramki dla warszawian strzelają Hiszpan i Chorwat, a dla gdynian – chłopak urodzony w Warszawie. Jankowski jest ostatnim już chyba wychowankiem wolskiego klubu Sarmata, prawie nieistniejącego. Mimo że grał też w Piasecznie, w Legii go nie dostrzegli, bo woleli szukać za granicą. Jankowski strzelał więc bramki dla Ruchu, Wisły Kraków i Piasta, a teraz Arki. Takie czasy.