Włoskie stadiony świecą pustkami. Kilka dni temu premier Giuseppe Conte podpisał dekret w sprawie imprez sportowych, które przynajmniej do 3 kwietnia mają się odbywać bez udziału publiczności.

W takich warunkach rozegrany miał zostać m.in. przełożony już raz hit w Turynie: Juventus – Inter (zaczął się po zamknięciu tego wydania). Straty klubów idą w miliony, a szef związku zawodowego piłkarzy apeluje o zawieszenie rozgrywek do czasu opanowania epidemii. Jego wniosek poparł minister sportu.

Koronawirus zaczyna też krzyżować plany Francuzom. Coraz więcej przypadków odnotowywanych w tym kraju spowodowało, że władze postanowiły przełożyć sobotni mecz Strasbourg – Paris Saint-Germain. – Przyjazd 26 tys. kibiców, z których 1/4 pochodzi z regionu najbardziej dotkniętego epidemią, mógłby się przyczynić do rozprzestrzenienia wirusa – uzasadniono decyzję. W środę PSG podejmuje Borussię Dortmund w Lidze Mistrzów, ale na razie nie ma obaw, by spotkanie, którego stawką jest ćwierćfinał, nie doszło do skutku.

W Niemczech, gdzie zakażonych przybywa równie szybko, żaden mecz Bundesligi przełożony jeszcze nie został. Nawet szlagier w Moenchengladbach, choć minister zdrowia w rządzie Nadrenii Północnej-Westfalii rekomendował, by obie Borussie zagrały w innym terminie, gdyż miasto położone jest około 40 km od powiatu Heinsberg – największego ogniska wirusa.

Spotkanie w Moenchengladbach zakończyło się zwycięstwem Dortmundu (2:1). Ale liderem pozostaje Bayern, który bez kontuzjowanego Roberta Lewandowskiego pokonał Augsburg 2:0. Hertha w drugim meczu z rzędu odrobiła straty, zremisowała z Werderem 2:2, ale mała w tym zasługa Krzysztofa Piątka, uznanego za jednego z najsłabszych zawodników.