Nie rąbaj, nie siekaj i nie uciekaj

Legia prowadzi w tabeli i ma dziewięć punktów przewagi nad Cracovią. Trener Aleksandar Vuković może mieć dużą satysfakcję, bo początki nie były obiecujące.

Aktualizacja: 05.03.2020 21:09 Publikacja: 05.03.2020 19:02

Nie rąbaj, nie siekaj i nie uciekaj

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Gdy obejmował w zeszłym sezonie Legię po nieudanej pracy Ricardo Sa Pinto, można było mieć obawy o to, jak będzie wyglądała gra drużyny. Vuković, który jeszcze jako zawodnik wyróżniał się tym, że dla Legii zostawiał na boisku całe serce, najwięcej mówił o walce i poświęceniu. Gra zespołu z Warszawy długo nie zachwycała, a sam szkoleniowiec w wywiadach podkreślał, że walka w eliminacjach do europejskich pucharów to nie jest czas na piękną grę.

Kiedy Legia odpadła z Glasgow Rangers, a potem przyszły potknięcia w lidze, atmosfera zaczęła gęstnieć. Kibice protestowali, pisząc na transparentach, że „prezes Mioduski zrobił z Legii przeciętniaka". I wtedy przyszedł mecz z Lechem Poznań, w którym Vuković po raz pierwszy w środku pomocy postawił na trzech mikrusów: Andre Martinsa, Luquinhasa i Domagoja Antolicia. Dwaj pierwsi mierzą po 169 centymetrów. Antolić, jest trochę wyższy. Naprzeciwko nich stanęli Jakub Moder (1,88 m), Karlo Muhar (1,88 m) oraz Darko Jevtić (1,82 m) i okazało się, że to piłkarze Legii zdominowali tamto spotkanie.

Od tego czasu warszawski zespół gra coraz lepiej, prowadzi w lidze, po zwycięstwie w Gdańsku nad Lechią 2:0 powiększył przewagę nad wiceliderem do dziewięciu punktów. Wielka w tym zasługa środkowych pomocników, którzy pokazują, że w ekstraklasie wcale nie trzeba grać w myśl zasady „rąbaj, siekaj i uciekaj".

Domagoj Antolić trafił do Legii ponad dwa lata temu z Dinama Zagrzeb. Po reprezentancie Chorwacji wiele sobie obiecywano – miał lepsze CV niż Ivica Vrdoljak, który w 2010 roku był sprowadzony do Warszawy jako gwiazda i kosztował 1,5 mln euro. Antolić po niezłym początku potem długo rozczarowywał. – Pierwszych sześć miesięcy było dobrych, byłem zadowolony ze swojej gry, zdobyliśmy dwa trofea. Potem przyszedł trudny rok. Teraz wreszcie cieszę się z gry, jesteśmy drużyną, która dominuje, stwarza mnóstwo sytuacji. Lubię taki styl – mówi Antolić.

Ten trudny rok to praca w Legii Ricardo Sa Pinto, który stawiał na agresję i przedzieranie się pod bramkę rywali prostymi środkami. Antolić wydawał się na boisku zagubiony, nie angażował się w ataki, nie stwarzał zagrożenia. – Filozofia Vukovicia jest mi bliższa. Całe życie grałem w drużynach, które chciały atakować, starały się być długo w posiadaniu piłki. Za czasów Sa Pinto dominowała agresja, ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Poza tym często siadałem na ławce rezerwowych, trudno było o stabilizację formy. Teraz mnie samemu moja gra się podoba – twierdzi Chorwat.

Kluczem do dobrej i ładnej gry Legii jest jego współpraca z Andre Martinsem. Są do siebie dość podobni na boisku – potrafią dobrze podać, strzelić z dystansu, świetnie czują się w tłoku, wymieniając podania na małej przestrzeni, ale jeśli trzeba, walczą o odbiór piłki, chociaż nie są gladiatorami. – Łatwo mi się gra z Antoliciem. Jest świetnie wyszkolony, myśli szybko i zawsze rozumie, co chcę zrobić – mówi „Rzeczpospolitej" Portugalczyk.

Do tego duetu dołączają Luquinhas albo Walerian Gwilia. – Taki zawodnik jak Luquinhas to przewaga nad przeciwnikiem. Bardzo szybko porusza się z piłką przy nodze, może związać dwóch rywali. Główne zadanie to dostarczyć mu piłkę, starać się znaleźć go w odpowiednim momencie – mówi „Rz" Andre Martins.

W meczu z Lechią w Gdańsku widać było, ile potrafi mały Brazylijczyk. To jego świetne podanie do Pawła Wszołka otworzyło drogę do zdobycia bramki. Portugalczyk i Antolić podkreślają jednak, że jeśli na boisku jest Gwilia, to wiele w sposobie gry Legii się nie zmienia. W Gdańsku Gwilia i Antolić współpracowali bardzo dobrze.

Środkowi pomocnicy Legii grają tak, jak wymyślił to Vuković, dużo podają, często zmieniają pozycję. – Chcę tak ułożyć zespół, żeby grał ładnie. Jeśli postawi się na piłkarzy niezdolnych do tego, by grać krótkimi podaniami, kombinacyjnie, zagrywać za plecy obrony, to jest mniejsza szansa, że ten cel się osiągnie. Być może nie zawsze sobie poradzimy z kontratakiem, będzie trudniej w obronie, ale można tak ułożyć zespół, że nie będzie to widoczne. Kiedy na boisku jest taki napastnik jak Jose Kante, to środkowemu pomocnikowi jest łatwiej bronić, bo on jest naszym pierwszym obrońcą – powiedział trener Legii.

Pomocnicy jego zespołu ustawiają się tak dobrze, że nie muszą biegać bez potrzeby. Legia jest pod koniec stawki w statystykach przebiegniętych kilometrów zgodnie z powiedzeniem, że „lepiej mądrze stać niż głupio biegać".

Wiele wskazuje, że to wszystko razem wystarczy, by odzyskać mistrzostwo Polski.

Program 26. kolejki

Piątek: Górnik Zabrze – Cracovia (20.30, Canal+)

Sobota: Arka Gdynia – Wisła Płock (15.00, nSport+); Zagłębie Lubin – Lechia Gdańsk (17.30, Canal+ Sport); Jagiellonia Białystok – Śląsk Wrocław (20.00, Canal+ Sport)

Niedziela: Raków Częstochowa – Pogoń Szczecin (12.30, Canal+ Sport); Wisła Kraków – Lech Poznań (15.00, Canal+, TVP Sport); Legia Warszawa – Piast Gliwice (17.30, Canal+)

Poniedziałek: Korona Kielce – ŁKS (18.00, Canal+ Sport)

Gdy obejmował w zeszłym sezonie Legię po nieudanej pracy Ricardo Sa Pinto, można było mieć obawy o to, jak będzie wyglądała gra drużyny. Vuković, który jeszcze jako zawodnik wyróżniał się tym, że dla Legii zostawiał na boisku całe serce, najwięcej mówił o walce i poświęceniu. Gra zespołu z Warszawy długo nie zachwycała, a sam szkoleniowiec w wywiadach podkreślał, że walka w eliminacjach do europejskich pucharów to nie jest czas na piękną grę.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Piłka nożna
Euro 2024. Wiemy, gdzie i kiedy reprezentacja Polski zagra przed turniejem
Piłka nożna
Piłkarskie klasyki w Wielkanoc: City-Arsenal, Bayern-Borussia i OM-PSG
Piłka nożna
Gruzja jedzie na Euro 2024. Ten awans to nie przypadek
PIŁKA NOŻNA
Michał Probierz dla „Rzeczpospolitej”. Jak reprezentacja Polski zagra na Euro 2024
Piłka nożna
Bilety na mecze Polski na Euro 2024 szybko wyprzedane. Kibice rozczarowani