– Dziennikarz? Nie, nie będziemy rozmawiać, nie mamy czasu, zresztą o co chce pan pytać, o pogodę? – powiedział jeden z czterech mężczyzn, którzy przed chwilą kupili bilety na mecz ze Śląskiem. Stali pod kolumnami stadionu, palili papierosy i nie wyglądali jakby czas ich specjalnie naglił. Zaczynali powoli odchodzić, gdy usłyszeli pytania o to, czy nie boją się, że gangsterzy przedstawiający się jako Sharksi, niedługo do klubu wrócą. Że tak łatwo Wisły nie zostawią, że zbyt wielu z nich, zbyt dobrze żyło z klubu, który doprowadzili na skraj upadku. – Wie pan, co? Niech pan uważa na to, co pan mówi i o co pan pyta – powiedział wypowiadający się w imieniu grupy mężczyzna. – W ogóle niech pan uważa na siebie, w końcu to Kraków.
Kilka godzin później, w trakcie pierwszego meczu Wisły u siebie po cudownym ratunku, na trybunach nie było śladu po rekinach. Jakby całkowicie odpuścili. Rafał Wisłocki, nowy prezes klubu, zapowiedział kibicom podczas rozmów, że nie życzy sobie, aby flaga Sharksów pojawiła się na meczu. Pozostałe grupy z trybuny C zdecydowały, że one również nie wywieszą swoich. Tym samym w drugiej połowie przy Reymonta nie wisiała żadna flaga, co nie jest częstym widokiem na polskich stadionach.
Jeszcze kilkanaście dni temu Wisłocki i inni ratujący Wisłę byli pełni niepokoju na myśl o pierwszym domowym meczu. Prezes wspominał, że dostawał sygnały, iż część trybuny C będzie chciała przeprowadzić demonstrację. Zastanawiano się, czy pomoc Bogusława Leśnodorskiego – byłego prezesa i współwłaściciela Legii – nie zostanie przez kiboli odtrącona. A jednak jedyny transparent wymierzony przeciwko niemu został wywieszony dzień wcześniej – na Legii. Zasiadający na Żylecie kibice uznali, że według nich Leśnodorski nie jest godny podania ręki.
Klub bez kibolstwa?
Po Krakowie krąży plotka, że sprawa kibiców będzie miała ciąg dalszy. Wedle przekazywanej w kuluarach informacji niedługo (być może już nawet w następnym meczu u siebie) rozpocząć ma się bojkot ogłoszony przez kibiców z trybuny C. Pretekstem mają być rzeczone flagi – wciąż nie będzie wpuszczana ta z napisem „Wisła Sharks", a to zachęci pozostałych do bojkotu. Tak przynajmniej szepcze się na wiślackim stadionie.
Gdy jednak ludzie związani z Wisłą opowiadają o możliwych scenariuszach, nie widać po nich niepokoju – wręcz przeciwnie, raczej nadzieję, gdyż kibice zaangażowani w doping są w głębokiej defensywie – podzieleni na frakcje osławionego Miśka i równie źle się kojarzącego Zielaka – nie mogą się między sobą dogadać. Większość z nich zdaje sobie sprawę, że znaleźli się na cenzurowanym po reportażu Szymona Jadczaka z TVN, który pokazał powiązania Sharksów ze światem przestępczym i to jak bardzo chuligani przeniknęli do struktur Towarzystwa Sportowego Wisła, a co za tym idzie do klubu.