Wisła Kraków: Zacieranie śladów po rekinach

Klub odbija się od dna. Drużyna wygrała pierwszy mecz na własnym stadionie, bohaterem został Jakub Błaszczykowski. Czego chcieć więcej? Tylko spokoju i rozsądku kibiców.

Publikacja: 19.02.2019 19:32

Jakub Błaszczykowski po zdobyciu dla Wisły gola w meczu ze Śląskiem

Jakub Błaszczykowski po zdobyciu dla Wisły gola w meczu ze Śląskiem

Foto: Polska Press

– Dziennikarz? Nie, nie będziemy rozmawiać, nie mamy czasu, zresztą o co chce pan pytać, o pogodę? – powiedział jeden z czterech mężczyzn, którzy przed chwilą kupili bilety na mecz ze Śląskiem. Stali pod kolumnami stadionu, palili papierosy i nie wyglądali jakby czas ich specjalnie naglił. Zaczynali powoli odchodzić, gdy usłyszeli pytania o to, czy nie boją się, że gangsterzy przedstawiający się jako Sharksi, niedługo do klubu wrócą. Że tak łatwo Wisły nie zostawią, że zbyt wielu z nich, zbyt dobrze żyło z klubu, który doprowadzili na skraj upadku. – Wie pan, co? Niech pan uważa na to, co pan mówi i o co pan pyta – powiedział wypowiadający się w imieniu grupy mężczyzna. – W ogóle niech pan uważa na siebie, w końcu to Kraków.

Kilka godzin później, w trakcie pierwszego meczu Wisły u siebie po cudownym ratunku, na trybunach nie było śladu po rekinach. Jakby całkowicie odpuścili. Rafał Wisłocki, nowy prezes klubu, zapowiedział kibicom podczas rozmów, że nie życzy sobie, aby flaga Sharksów pojawiła się na meczu. Pozostałe grupy z trybuny C zdecydowały, że one również nie wywieszą swoich. Tym samym w drugiej połowie przy Reymonta nie wisiała żadna flaga, co nie jest częstym widokiem na polskich stadionach.

Jeszcze kilkanaście dni temu Wisłocki i inni ratujący Wisłę byli pełni niepokoju na myśl o pierwszym domowym meczu. Prezes wspominał, że dostawał sygnały, iż część trybuny C będzie chciała przeprowadzić demonstrację. Zastanawiano się, czy pomoc Bogusława Leśnodorskiego – byłego prezesa i współwłaściciela Legii – nie zostanie przez kiboli odtrącona. A jednak jedyny transparent wymierzony przeciwko niemu został wywieszony dzień wcześniej – na Legii. Zasiadający na Żylecie kibice uznali, że według nich Leśnodorski nie jest godny podania ręki.

Klub bez kibolstwa?

Po Krakowie krąży plotka, że sprawa kibiców będzie miała ciąg dalszy. Wedle przekazywanej w kuluarach informacji niedługo (być może już nawet w następnym meczu u siebie) rozpocząć ma się bojkot ogłoszony przez kibiców z trybuny C. Pretekstem mają być rzeczone flagi – wciąż nie będzie wpuszczana ta z napisem „Wisła Sharks", a to zachęci pozostałych do bojkotu. Tak przynajmniej szepcze się na wiślackim stadionie.

Gdy jednak ludzie związani z Wisłą opowiadają o możliwych scenariuszach, nie widać po nich niepokoju – wręcz przeciwnie, raczej nadzieję, gdyż kibice zaangażowani w doping są w głębokiej defensywie – podzieleni na frakcje osławionego Miśka i równie źle się kojarzącego Zielaka – nie mogą się między sobą dogadać. Większość z nich zdaje sobie sprawę, że znaleźli się na cenzurowanym po reportażu Szymona Jadczaka z TVN, który pokazał powiązania Sharksów ze światem przestępczym i to jak bardzo chuligani przeniknęli do struktur Towarzystwa Sportowego Wisła, a co za tym idzie do klubu.

Wisła ma wielką szansę stać się pierwszym w Polsce klubem bez kibolstwa. Zwykli ludzie, którzy na stadion przychodzą spotkać się ze znajomymi, obejrzeć mecz, owszem coś krzyknąć, ale których treścią życia nie jest spędzanie 90 minut pod sektorówką i duszenie się w dymie rac, fantastycznie odpowiedzieli na akcję ratowania Wisły, którą dowodzi Jarosław Królewski.

Akcje klubu (pięć procent), które trafiły do obiegu rozeszły się w mniej niż 24 godziny i kupiło je ponad dziewięć tysięcy osób. Rekordu sprzedaży karnetów wciąż Biała Gwiazda nie pobiła, ale w trakcie poniedziałkowego meczu ogłoszono, że sprzedano ich już ponad 14 tysięcy. Klub może liczyć na swoich kibiców i na ich pomoc. Teraz jest najlepszy czas, by zbudować klub bez fanatyków.

Sharksi i prokuratorzy

W dniu meczu trzech mężczyzn dyskutuje o poprzednich spotkaniach ze Śląskiem. Nie chcą ujawnić imion, szczególnie że na meczach domowych pracują jako stewardzi. Dwóch z nich kupiło akcje, chociaż przyznają, że nie czują się współwłaścicielami, a raczej potraktowali to jako crowdfunding i jeszcze jeden sposób pomocy Wiśle. – Pyta pan czy Sharksi wrócą? – powtarza jeden z nich i mimowolnie rozgląda się wokół siebie. – Moim zdaniem nie. Nie mają wstępu do klubu, już nigdy nie znajdą się w jego strukturach.

Drugi natychmiast znajduje winnego. – Gdyby policja i aparat państwa działały, dziś nie musielibyśmy ratować Wisły. A po Krakowie krążą historie jak wierchuszka Sharksów bawiła się w tych samych lożach na stadionie, co prokuratorzy. Przecież to jest prawdziwa patologia. Dziś przy ratowaniu Wisły próbuje ogrzewać się wicepremier Jarosław Gowin. Wszędzie go pełno. A gdzie było państwo, gdy Marzena Sarapata zatrudniała w klubie ludzi z półświatka przestępczego i gdy Wisłę okradano?

Prezes Wisłocki wciąż powtarza, że Biała Gwiazda jeszcze nie jest uratowana, że do celu daleko. Niedawno stanowczo twierdził, że Wisła musi szukać nowego inwestora. Tymczasem wśród osób, które ratowały klub, panuje coraz mocniejsze przekonanie, że dadzą radę sami to załatwić. Największym problemem są długi z przeszłości. Takie, na których ciążą cesje. Gdyby nie one, to na codzienne funkcjonowanie klubu byłyby pieniądze. Nawet bez wpływów z biletów kupowanych przez zasiadających na trybunie C.

Ratujący zdają sobie sprawę, że wszelkie ślady po rekinach są w Wiśle wyjątkowo niemile widziane. Wystarczy, że w okolicy stadionu straszy kilka graffiti Sharksów, czy nabazgrane na blokach, ukochane przez kibolstwo PDW – pozdrowienia do więzienia. W meczu ze Śląskiem „bracia za kratami" pozdrawiani byli tylko przez ekipę przyjezdną. Ratownicy Wisły z 9 tys. akcjonariuszy czy 14 tys. posiadaczy karnetów chcieliby, aby tak zostało jak najdłużej.

– Dziennikarz? Nie, nie będziemy rozmawiać, nie mamy czasu, zresztą o co chce pan pytać, o pogodę? – powiedział jeden z czterech mężczyzn, którzy przed chwilą kupili bilety na mecz ze Śląskiem. Stali pod kolumnami stadionu, palili papierosy i nie wyglądali jakby czas ich specjalnie naglił. Zaczynali powoli odchodzić, gdy usłyszeli pytania o to, czy nie boją się, że gangsterzy przedstawiający się jako Sharksi, niedługo do klubu wrócą. Że tak łatwo Wisły nie zostawią, że zbyt wielu z nich, zbyt dobrze żyło z klubu, który doprowadzili na skraj upadku. – Wie pan, co? Niech pan uważa na to, co pan mówi i o co pan pyta – powiedział wypowiadający się w imieniu grupy mężczyzna. – W ogóle niech pan uważa na siebie, w końcu to Kraków.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Liverpool za burtą europejskich pucharów. W grze wciąż trzej Polacy
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne