Śpiew przez cały mecz

Bramkarz Krzysztof Kamiński, jedyny polski piłkarz w lidze japońskiej, o popularności futbolu, sprzątaniu szatni i golu, który strzelił mu Andres Iniesta.

Publikacja: 13.02.2019 18:49

Krzysztof Kamiński ma 28 lat. Przed wyjazdem do Japonii grał w Wiśle Płock i Ruchu Chorzów. Jego obe

Krzysztof Kamiński ma 28 lat. Przed wyjazdem do Japonii grał w Wiśle Płock i Ruchu Chorzów. Jego obecny klub to Jubilo Iwata

Foto: Getty Images

Japonia to nie jest oczywisty kierunek dla polskich piłkarzy.

To prawda, ale pod względem organizacyjnym jest to naprawdę wysoka półka. Przyjechali tu Andres Iniesta, Lukas Podolski, Fernando Torres, ostatnio David Villa. Kolejni są w kolejce, bo słyszałem plotki, że do Japonii chcą przyjść Yaya Toure i Arjen Robben.

Sportowo to była niewiadoma, ale przynajmniej kraj bezpieczny i pieniądze pewne.

Nie było wielu informacji na temat tej ligi, starałem się podpytać osoby, które miały wiedzę o futbolu w Japonii. Słyszałem zachęty, bardzo wiele pozytywnych informacji. Już po pierwszych zajęciach z drużyną nie miałem wątpliwości, że dobrze wybrałem. Poziom rozgrywek jest wyższy niż w Polsce, organizacyjnie również japońskie kluby wyglądają lepiej niż polskie. Jeśli chodzi o finanse, to bardzo atrakcyjny kierunek, a w dodatku Japonia to świetne miejsce do życia. Skupiam się na piłce, ale kultura jest na tyle ciekawa, że w wolnych chwilach staramy się z żoną jak najwięcej zwiedzać.

Pamięta pan swoje pierwsze wrażenia po przyjeździe?

Kilka lat temu, gdy miałem wszystko na świeżo i mógłbym więcej powiedzieć. Teraz wszystko, co rzucało się w oczy, jest normalne i nie myślę w kategoriach szoku kulturowego. Nie było łatwo o komunikację z zawodnikami, nie zawsze angielski wystarczał, na szczęście od początku miałem tłumacza.

Gwiazdorzy cieszą się takim samym zainteresowaniem jak w Europie?

Są traktowani z jeszcze większym uwielbieniem. Wielu kibiców nie mogło sobie pozwolić na wyjazdy do Europy. Teraz mają ich na miejscu, więc się cieszą. Momentami mam wrażenie, że tłumy wpadają w taką ekstazę, jakby widziały bogów.

W Japonii kiedyś baseball był najpopularniejszą grą. Czy piłka nożna już wysunęła się na pierwsze miejsce?

Jeśli chodzi o sporty drużynowe, baseball wciąż jest na pierwszym miejscu, chociaż my też nie możemy narzekać. Na większości meczów piękne stadiony są pełne, na trybunach średnio zasiada 20 tys. kibiców. Moja drużyna ma dwa stadiony domowe: jeden na ok. 16 tys. widzów i na meczach jest w 90 proc. zapełniany. Jeśli mamy rozegrać bardzo atrakcyjny mecz, występujemy na większym stadionie, na 50 tys. miejsc, który był jedną z aren mistrzostw świata. Wtedy pojawia się nawet 40 tys. kibiców.

Jest pan ceniony przez kibiców, powstała nawet przyśpiewka „Idź do niego Kamiński"...

Jestem jedną z twarzy drużyny i cieszę się dużym szacunkiem. W ogóle ludzie nas tutaj bardzo doceniają. Przyśpiewka już od dawna towarzyszy mi na trybunach. Kibice przez cały mecz melodyjnie śpiewają. Kibicuje się całymi rodzinami. Liga działa od 1993 r., na trybunach jest wielu ludzi w podeszłym wieku, którzy związali się z drużyną na całe życie i teraz przyprowadzają dzieci lub wnuki.

Zdarzają się jakieś incydenty?

Japończycy są kulturalni, trzymają emocje na wodzy. Pamiętam swoje pierwsze spotkanie derbowe. Byłem ostrzegany, że temperatura takich meczów jest wyższa, że można się spotkać z wrogością. Zapytałem: „Na czym to polega?". Okazało się, że podczas wjeżdżania autokaru pod stadion można usłyszeć gwizdy. Od kiedy tu gram, zdarzył się chyba jeden incydent. Podczas jakiegoś derbowego meczu kibic rzucił w drugiego pustą puszką po napoju. Tamto zdarzenie było szeroko komentowane, więc widać, jakiego kalibru jest tutaj „chuligaństwo".

A bardziej pozytywne przejawy kibicowania: koszulki klubowe, szaliki, malowanie twarzy?

Najpopularniejsze jest kupowanie gadżetów w klubowych sklepikach i strojów. Kibice mają koszulkę, brelok, plecak, portfel, poduszkę z wizerunkiem zawodnika. Najlepsi Japończycy mają status porównywalny z obcokrajowcami, takie nazwiska jak Shinji Ono, Keisuke Honda, Shunsuke Nakamura większość Japończyków zna, nawet jeśli nie interesują się futbolem.

Kto jest najpopularniejszy z zagranicznych gwiazd, może Lukas Podolski?

Jeśli miałbym tworzyć własny ranking, to Podolski byłby wśród gwiazd chyba na ostatnim miejscu, bo piłkarsko się nie broni, ale też i osobowościowo niezbyt się przystosował do ligi, kraju. Kto największy? Zdecydowanie Iniesta. Kibice przychodzą, żeby zobaczyć jego zagrania, kreatywność. Czekają, aż zrobi coś, czego nikt inny by nie zrobił.

Panu strzelił swoją pierwszą bramkę w Japonii. Mniej przykro, jeśli trafia Iniesta?

To była ładna bramka. Byłem bardzo podekscytowany możliwością gry przeciwko niemu. Zrobił świetne wrażenie. A bramka? Zrobiłem, co mogłem, ale muszę przyznać, że jego zachowanie w tamtej sytuacji świadczy o wielkiej klasie.

Podczas MŚ w Rosji Japonia grała z Polską. Końcówka meczu była dziwna. Polacy prowadzili 1:0, Japończykom ten wynik dawał awans, więc rozgrywali piłkę na swojej połowie. Takie wyrachowanie zdziwiło kibiców?

Ludzie się dziwili, ale nie krytykowali mocno, bo najważniejszy był awans do fazy pucharowej. Myślę, że nasze zachowanie byłoby podobne w analogicznej sytuacji. Piłkarze zrealizowali cel i to było najważniejsze, przecież przed mundialem mieli kłopoty, zmienili trenera.

Japończycy podobno szanują przełożonych, a wyglądało to na bunt drużyny...

Nie powiedziałbym, że piłkarze trenera zwolnili, to raczej federacja miała z nim nie po drodze. Niespotykaną rzeczą było to, że następca Akira Nishino sam zatrudniał Vahida Halilhodzicia jako dyrektor techniczny. Nishino był w komfortowej sytuacji: w razie porażki mógł mówić, że to wina Halilhodzicia, a jeśli wynik dobry – stwierdzić, że to jego zasługa.

Piłkarze zaimponowali tym, że po odpadnięciu z mundialu posprzątali szatnię i zostawili podziękowanie. Swoje sektory na stadionie sprzątali też kibice.

Japończycy się dziwili, że to jest odbierane jako coś niezwykłego. To nie była jednorazowa akcja. Po przegranym finale Pucharu Azji z Katarem też posprzątali i pozostawili podziękowania w trzech językach. To standardowe zachowanie z ich strony. Tak samo dzieje się w drużynach klubowych, nawet po sparingach szatnia jest sprzątana i zostawiana w stanie, w jakim była przejęta. Wszyscy uważają, że tak powinno być, i sprzątają nie tylko członkowie sztabu, kierownicy drużyny czy masażyści, ale piłkarze się w to włączają. Takiego podejścia są uczeni od początku piłkarskiego życia. Tak samo jest w ośrodku treningowym. Każdy ma przestrzeń, o którą dba, a jej wygląd świadczy o podejściu do zawodu. Japończycy uważają, że jeśli panuje tam porządek, to piłkarz traktuje obowiązki poważnie. Ludzie przywiązują do tego wielką wagę.

Trenerzy budują dystans?

Nie ma reguły. To kwestia bardzo indywidualna. Wiele zależy od charakteru menedżera. Są tacy, którzy się starają być blisko drużyny, choć nikt nie jest z trenerem na ty. Nawet na wyrost oddaje się mu szacunek. U nas w drużynie relacja jest bardzo bliska. Hiroshi Nanami nie tworzy dystansu, jeśli jest problem, pierwszy wyciąga rękę. Ale słyszałem też o trenerach, którzy są bardziej tradycyjni i trzymają zespoły twardą ręką.

Młodzi Japończycy grywają w piłkę, czy jednak na podwórkach rządzi baseball?

Bardzo łatwo znaleźć młodzież grającą w piłkę i w baseball, dzieli się to mniej więcej pół na pół. Wszystko zależy od miasta i od tego, czy region jest bardziej piłkarski, czy baseballowy. Gdzie rządzi piłka nożna? Osaka jest bardzo futbolowa. Prefektura Shizuoka, w której siedzibę ma mój klub Jubilo Iwata, też jest zakochana w piłce nożnej.

Kiedy drużynie nie idzie, kibice w dalszym ciągu śpiewają na trybunach?

Kiedy drużyna nie punktuje, można się spotkać z delikatnymi gwizdami, ale na ogół kibice starają się wspierać zespół, nie ma niechęci, raczej życzą powodzenia, proszą o mobilizację. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że zawodnik nie stara się na treningu. To jest zakorzenione w ich mentalności, że jeśli ktoś się do czegoś bierze, to robi to na 100 procent, najlepiej jak umie. Uważają, że piłkarz idzie do dyskoteki, kiedy może sobie na to pozwolić i nawet może napić się alkoholu.

Dobrze panu w Japonii. A jakie plany na przyszłość?

Mam kontrakt do końca 2019 r., liga gra systemem wiosna – jesień. W grudniu kończą się rozgrywki i zarazem wygasa kontrakt, który przedłużyłem po pierwszym roku występów w Japonii. Oby ten sezon był jak najlepszy, aby w grudniu móc przebierać w ofertach.

Japonia to nie jest oczywisty kierunek dla polskich piłkarzy.

To prawda, ale pod względem organizacyjnym jest to naprawdę wysoka półka. Przyjechali tu Andres Iniesta, Lukas Podolski, Fernando Torres, ostatnio David Villa. Kolejni są w kolejce, bo słyszałem plotki, że do Japonii chcą przyjść Yaya Toure i Arjen Robben.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Pusty tron w Lidze Mistrzów. Dlaczego Manchester City nie obroni tytułu?
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Znamy pary półfinałowe i terminy meczów
Piłka nożna
Xabi Alonso - honorowy obywatel Leverkusen
Piłka nożna
Manchester City - Real. Wielkie emocje w grze o półfinał Ligi Mistrzów, zdecydowały karne
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Bayern w półfinale, Arsenal żegna się z rozgrywkami