Wyścig o najważniejsze trofeum w polskim futbolu można wykpiwać. Można się zżymać na poziom, po kolejnych porażkach zespołów z czołówki mówić o nieprzewidywalnej lidze, w której każdy może przegrać z każdym, ale poza dyskusją jest fakt, że w ostatnich latach, gdy przychodziło do poważnej gry, Legia stawała na wysokości zadania i tytuł w końcu wyszarpywała.
Tylko w Warszawie mistrzostwo jest jednak zaledwie krokiem w kierunku realizacji celu od dwóch sezonów nieosiągalnego – awansu do fazy grupowej europejskich pucharów. W ostatnich sześciu sezonach Legia pięć razy zdobywała mistrzostwo, a w tym roku ma szansę sięgnąć po nie czwarty raz z rzędu. Ostatni raz taka sztuka udała się Górnikowi Zabrze w latach 1985–1988.
Natomiast rywale walkę o mistrzostwo traktują jako cel sam w sobie. Szefowie i kibice Jagiellonii wyprawili fetę na rynku w Białymstoku z okazji wicemistrzostwa. W sezonie 2016/2017 w ostatniej kolejce szansę na tytuł miała Lechia Gdańsk, ale musiała przy Łazienkowskiej pokonać Legię. Trener Piotr Nowak nawet nie spróbował podjąć rękawicy, wybrał defensywną taktykę, bo remis mógł mu dawać trzecie miejsce. Przeliczył się i ostatecznie wypadł poza podium.
Przyzwolenie na porażki, jakie panuje we władzach Lecha Poznań, to temat na osobną analizę. Zatrudnienie Adama Nawałki ma z tego poznaniaków wyleczyć, sukcesem dla szefostwa nie powinno być wyłącznie sprzedawanie wychowanków za dobre pieniądze do zagranicznych klubów. Kibicom już nigdy nie może przychodzić do głowy myśl o przerywaniu meczu ze zmierzającą po tytuł Legią, jak miało to miejsce w ostatnim sezonie (co oczywiście nie jest dla tego zachowania żadnym usprawiedliwieniem).
Od 2012 roku i przejęcia Legii przez duet Bogusław Leśnodorski – Dariusz Mioduski klub z Warszawy prowadziło ośmiu trenerów. Ostatnim, który przepracował od pierwszej do ostatniej kolejki, był Henning Berg w sezonie 2014/2015. Legia w tym czasie awansowała do Ligi Mistrzów, dwa razy z rzędu do pucharów się nie dostała, piłkarze byli bici przez kibiców, zmieniali się szkoleniowcy i właściciele, zatrudniano dyrektorów sportowych, którzy wdrażali swoje koncepcje, by po pół roku słuch ginął i po dyrektorach, i po koncepcjach i ktoś nowy zaprowadzał swoje porządki. I w tym permanentnym chaosie drużyna zdobywała kolejne mistrzostwa.