O tym, że kataloński klub podziękuje za pracę Ernesto Valverde, mówiło się od kilku dni. Czarę goryczy przelała porażka z Atletico w półfinale turnieju o Superpuchar Hiszpanii. Do 82. minuty Barcelona prowadziła 2:1, straciła jednak dwa gole i szansę na grę z Realem o trofeum.
Valverde do spekulacji na temat swojej przyszłości – podobnie jak do nieustannej krytyki – zdążył się przyzwyczaić. Może nawet spodziewał się zwolnienia, a jednak wiadomość, że musi odejść, przyjął z ogromnym rozczarowaniem i niesmakiem.
Hiszpańska prasa, podająca nieraz w wątpliwość jego umiejętności, uznała zgodnie, że człowiek, który zdobył dwa tytuły mistrzowskie, Puchar Króla oraz Superpuchar, zasługiwał na większy szacunek i lepsze pożegnanie. Tym bardziej że zostawia zespół na pierwszym miejscu w tabeli. A piłkarze do końca stali za nim murem.
„Valverde wciąż nie pogodził się ze sposobem, w jaki potraktowały go władze Barcelony. Pewnie zrozumiałby, gdyby powiedzieli mu wprost, że są z niego niezadowoleni, ale nie kiedy prowadzą negocjacje z innym trenerem za jego plecami" – pisze „Marca".
Tym trenerem był Xavi. Wychowanek słynnej La Masii, legenda Barcelony i jej kapitan, mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy, a od kilku miesięcy szkoleniowiec katarskiego Al-Sadd, propozycję powrotu do Katalonii jednak odrzucił, stawiając klub pod ścianą. Odmówić mieli także Ronald Koeman i Roberto Martinez, związani kontraktami z reprezentacjami Holandii i Belgii.