56 goli w 52 meczach – nie jest to wynik rzucający na kolana, biorąc pod uwagę statystyki Cristiano Ronaldo i Leo Messiego (91 trafień w 2012 roku!) z ostatnich lat. Ale sam fakt, że znalazł się człowiek, który przerwał dominację gwiazdorów Realu i Barcelony, dzielących się tytułem najlepszego snajpera od 2010 r., zasługuje na szacunek. Podobnie jak styl, w jakim tego dokonał.
Jeszcze dzień przed Wigilią Kane tracił do Messiego cztery bramki, ale w dwóch pozostałych spotkaniach – z Burnley i Southampton – uzyskał hat tricki, bijąc przy okazji rekord Alana Shearera z 1995 roku (36 ligowych trafień dla Blackburn w roku kalendarzowym, Kane – 39). To był spektakularny finisz na miarę końcówki ubiegłego sezonu – osiem goli w trzech ostatnich meczach dało mu wtedy drugą z rzędu koronę króla strzelców Premier League.
– On ma naturalny instynkt snajperski. Z tym trzeba się urodzić – chwali młodszego kolegę Shearer. A Mauricio Pochettino opowiada, że praca z Kane'em to przyjemność. – Pokażcie mi lepszego środkowego napastnika – nie kryje radości trener Tottenhamu i dodaje: – Ma dopiero 24 lata, jeszcze nie osiągnął szczytu formy.
Wenger żałuje
Pochettino dziś triumfuje. On zobaczył to, czego kiedyś nie potrafiono dostrzec w akademiach Arsenalu i Watfordu. Twierdzono, że Kane jest za mały i niewystarczająco szybki, by zrobić karierę. Trafił więc do Tottenhamu. Ku uciesze rodziny, kibicującej Kogutom.
Miał 11 lat, kiedy stawił się na pierwszym treningu w klubie; 17 – gdy podpisał profesjonalny kontrakt. Kto wie, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby nie nabrał doświadczenia w niższych ligach. W 2011 roku został wypożyczony do Leyton Orient, rok później do broniącego się przed spadkiem z Championship (druga liga) Millwall. To tam – jak sam mówi – stał się mężczyzną. W 27 meczach strzelił 9 bramek, znacząco przyczyniając się do utrzymania zespołu w lidze.