Kapitan Anglików Harry Kane wręczył Simonowi Kjaerowi koszulkę z nazwiskiem Christiana Eriksena, podpisaną przez wszystkich piłkarzy reprezentacji gospodarzy. I na tym ładnym geście uprzejmości w środowy wieczór się skończyły.
Duńczycy nie przestraszyli się Wembley wypełnionego prawie w całości przez angielskich kibiców. Wręcz przeciwnie, po kilkunastu minutach wyczekiwania na błędy rywala, odważyli się śmielej zaatakować.
Anglicy ani razu na tym Euro nie musieli gonić wyniku, ostatniego gola stracili jeszcze w marcu, w wygranym 2:1 meczu z Polską (Jakub Moder) w eliminacjach mundialu w Katarze. Duńczycy postanowili sprawdzić, jak zareagują, gdy będą musieli ruszyć w pościg.
Kiedy Mikkel Damsgaard huknął z rzutu wolnego nad murem, a Jordan Pickford nie sięgnął piłki, Anglikom zaczęły trząść się nogi. W ich grę wkradła się nerwowość, popełniali proste błędy. Chwilę trwało, zanim przyszło otrzeźwienie.
Danię kilka razy ratował Kasper Schmeichel. Obronił z bliska uderzenie Raheema Sterlinga, końcami palców zbił piłkę po strzale głową Harry'ego Maguire'a, ale w tej jednej sytuacji był bezradny. Bukayo Saka zagrał w pole karne, a Kjaer - próbując ubiec Sterlinga - trafił do własnej bramki.